Brunetka
gwałtownie poderwała się z miejsca i odwróciła się w stronę mężczyzny. Jego
drażniące perfumy poczuła od razu. Przed oczami stanęło jej wspomnienie
ostatniego spotkania z nim.
‘Był chłodny wieczór. Brunetka
wróciła do mieszkania, które dzieliła z matką i jej partnerem. Po przekroczeniu
progu struchlała, słysząc jego głos. Jak zwykle lekko zachrypnięty od picia
alkoholu. W mieszkaniu unosił się ohydny odór wódki. W dużym pokoju zauważyła
matkę rozłożoną na kanapie przed telewizorem. Nie witając się z nią, przemknęła
po cichutku do swojego pokoju, licząc na to, że Rick nie zauważy jej powrotu.
Siadając na swoim łóżku, głęboko odetchnęła. Nie chciała go prowokować, więc
nie wychodziła już nigdzie. Przebrała się tylko w pidżamę, położyła się i
zaczęła czytać książkę. Zadrżała słysząc otwierające się drzwi i jego bełkot.
Była przerażona. Jej błagania, nie zdawały się na nic. Przycisnął ją swoim
ciałem do materaca, usta zasłonił jedną dłonią, a drugą wsunął pod jej
koszulkę. Już myślała, że Rick znowu dopnie swego, gdy z korytarza doszło ich
wołanie matki dziewczyny. Mężczyzna z niechęcią puścił spięte ciało swojej
ofiary, wstał, poprawił się i bez słowa opuścił jej pokój. Nie mogła dłużej tak
żyć. W pośpiechu spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, wzięła trochę pieniędzy i
uciekła z domu przez okno. Jedyną osobą, którą mogła poprosić była jej
najlepsza przyjaciółka. Musiała lecieć do Londynu.’
-
Myślałaś, że jak zmienisz miejsce zamieszkania na inny kontynent to cię nie
znajdę?- Ta chrypka w jego głosie sprawiała, że czuła się coraz bardziej
bezbronna.
-
Już mnie nie skrzywdzisz. Nie tutaj – powtarzała w kółko.
-
Matka kazała sprowadzić cię z powrotem, a i mnie brakowało twojego jędrnego
ciała – uśmiechał się szyderczo, podchodząc do niej krok po kroku.
-
Rick, proszę cię. Odejdź i zostaw mnie w spokoju. Mam już nowe życie, nie dość
mnie skrzywdziłeś?- Prawie płakała, trzęsąc się jak osika.
-
To ja decyduje o twoim życiu. Zapomniałaś? Należysz do mnie – był już
wystarczająco blisko brunetki i swobodnie mógł jej szeptać to wszystko do ucha.
-
Puść mnie – wyrywała się z jego silnego uścisku, który odbierał jej oddech.
-
Wszystkiego muszę cię uczyć od nowa?- Ciężko westchnął.- Nie rzucaj się, bo
zrobię ci krzywdę – warknął uderzając ją w twarz tak mocno, że zaczęła krwawić.
Szarpała
się z nim póki miała jeszcze siły. Miała dużo szczęścia. Usłyszała Harry’ego.
-
Proszę ją puścić! Co tu się dzieje?- Wkroczył Styles.
Rick
wypuścił Ines ze swoich ramion. Był całkowicie zdezorientowany. Chłopak
spojrzał na swoją dziewczynę i podał jej chusteczkę.
-
Jak śmiałeś ją uderzyć?!- Wściekł się Hazza i złapał faceta za koszulkę.
-
Dzieciaku wyluzuj. Przyszedłem po to, co moje. Ines ci nic nie mówiła?-
Rozbawiła go ta sytuacja.- Co mała? Znalazłaś sobie obrońcę, ale nic mu nie
powiedziałaś? Swoją drogą, lepiej zbudowanego nie było?- Zadrwił, za co oberwał
z prawego sierpowego.
Zabolało
go, ale nie odczuł większej różnicy. Był fizycznie silniejszy i wyższy od
Stylesa. W każdej chwili kilkoma ciosami mógł go zabić. Harry go puścił i objął
Ness.
-
Kochanie, o czym on mówi?- Próbował to wyjaśnić, patrząc jak brunetka płacze.
-
Wracajmy do domu… - wyglądała tak, jakby miała atak paniki.
Z
trudem łapała oddech, drżała i uciekała wzrokiem przed palącym spojrzeniem
swojego oprawcy, uporczywie wtulając twarz w ramię ukochanego.
-
Niech ci twoja dziewczyna opowie jak dawała dupy w Argentynie. I powinieneś
wiedzieć, że lubi dobrze zbudowanych facetów – wyprężył bicepsy.- Odezwę się
jeszcze mała – prychnął i odszedł.
Harold
musiał skupić się w tej chwili na stanie swojej ukochanej. Wziął ją na ręce i
zaniósł do auta.
Dopiero
następnego dnia Ines ochłonęła i była w stanie rozmawiać. Harry został u nas i
siedział przy niej całą noc. Przy śniadaniu, niczego nie tknęła. Miała mocno
opuchniętą twarz, przerażone i nieobecne spojrzenie i sińce na ramionach.
Siedziała w salonie na sofie, przy włączonym telewizorze, ale wątpię żeby coś
oglądała.
-
Mówię ci, wysoki postawny gość z nietutejszym akcentem. Mówił coś o przeszłości
Ines w Argentynie. Nie wiem, kto to był, ale jeśli jeszcze raz ją tknie to go
zabiję – loczek wściekał się, mówiąc przez zęby.
-
To pewnie, Ricky- palnęłam zupełnie nieświadomie.
-
Znacie go?- Zdziwił się.
-
Niech Ines wszystko ci opowie sama, ale nie naciskaj. Muszę lecieć do Lou.
Zajmij się nią – ucałowałam go w policzek i opuściłam mieszkanie.
Hazza
dopił swoją kawę i dołączył do brunetki. Usiadł przy niej i poczuł jak kładzie
głowę na jego ramieniu. Objął jej drobne ciało ramieniem.
-
Kochanie, opowiedz mi, kto to był. Proszę – zaczął spokojnie, ale dziewczyna
milczała.- Ines muszę to wiedzieć żeby móc cię chronić – głaskał ją po
policzku.
-
Ricky to facet mojej mamy. Odkąd z nami zamieszkał, zgwałcił mnie kilka razy,
dlatego uciekłam do Abby… - wyznała ze łzami w oczach.
Harry spojrzał na nią i widział jak wiele bólu sprawiło jej to jedno zdanie. Bardzo jej współczuł. Miał ochotę własnoręcznie pozbawić Ricka życia. Dopiero teraz wszystko zrozumiał. Jej nieśmiałość, jej wstrzemięźliwość, jej strach przed kontaktem fizycznym. Puzzle ułożyły się w logiczną całość. Podziwiał ją za to , że potrafi z tym żyć. Niejedna pewnie by ze sobą skończyła. Ona ma jego. A on już nie pozwoli żeby cierpiała. Przytulił ją do siebie mocniej, pocałował w czubek głowy, głaskał po włosach a na koszulce poczuł jej łzy.
Harry spojrzał na nią i widział jak wiele bólu sprawiło jej to jedno zdanie. Bardzo jej współczuł. Miał ochotę własnoręcznie pozbawić Ricka życia. Dopiero teraz wszystko zrozumiał. Jej nieśmiałość, jej wstrzemięźliwość, jej strach przed kontaktem fizycznym. Puzzle ułożyły się w logiczną całość. Podziwiał ją za to , że potrafi z tym żyć. Niejedna pewnie by ze sobą skończyła. Ona ma jego. A on już nie pozwoli żeby cierpiała. Przytulił ją do siebie mocniej, pocałował w czubek głowy, głaskał po włosach a na koszulce poczuł jej łzy.
-
Ochronię cię, kocham Cię Nessie… - wyszeptał wprost do jej ucha.
-
Zayn idioto! Przestań!- Wrzeszczałam na bruneta w kuchni chłopaków.
-
Jeśli ktoś odważy się rzucić w moją fryzurę czymkolwiek, co się do nich
przyklei, nie wyjdzie z tego żywy!- Zapowiedział, rzucając we mnie kolejną
porcją dżemu.
Nasze
wrzaski sprowadziły Nialla, który tak strasznie ubolewał nad marnotrawieniem
przez nas cennego i pysznego jedzonka, że naraził się na atak zarówno ze strony
Malika, od którego dostał czerwoną papką jak i twarogiem ode mnie. Wybuchłam
śmiechem patrząc na jego minę. Wyglądał jakby miał się zaraz popłakać. To była
niestety tylko zasłona dymna. Sam dorwał w dłonie bitą śmietanę i zaczął nas
gonić. Pech chciał, że wpadliśmy w ogrodzie na Liama, który zmierzył nas
spojrzeniem, jakby miał przed sobą trójkę dzieci.
-
Nie chcę zaglądać do kuchni, ale idźcie tam posprzątać – roześmiał się.
-
Dobrze tatusiu – spuściliśmy głowy, zakopaliśmy topór wojenny i ruszyliśmy na
kolejną misję pod tytułem ‘ Sprzątanie’.
-
Abby? Jesteś tu?- Usłyszałam Lou, który powoli schodził po schodach.
-
Był u ciebie lekarz, że tak brykasz?- Pogroziłam mu palcem.
-
Był, był. I kazał mi się ruszać – potwierdził kiwaniem głowy.
-
Mam nadzieję – podeszłam i pocałowałam go.
-
Słyszałam, że toczyłaś tu jakąś trzecią wojnę światową z Zaynem i Niallem to
przyszedłem pośmiać się, że dostali wycisk od dziewczyny i to w dodatku mojej –
miał świetny humor, co sprawiało mi niesamowitą radość. Posadziłam go
bezpiecznie na sofie i włączyłam jakiś serial w TV.
-
Był u nas John i wspominał coś, że gdy tylko lekarz zezwoli to mamy załatwiony
wywiad dla ‘ The Sun’. Czadowo, co nie?- Ucieszył się.
-
Pewnie. Po takiej przerwie przyda się wam dobry powrót – podzielałam jego entuzjazm,
chociaż sama nie zdecydowałam się jeszcze wrócić na scenę.
-
Chciałbym żeby One Direction wystąpiło z Mią – uśmiechnął się.- Taki wielki
come back i twój i nasz. Co ty na to?- Spytał.
-
Zastanowię się – odpowiedziałam, starając się ukryć swoje obawy.
-
Jestem głodny… - jęczał Horan wchodząc do salonu.
-
Nie przesadzaj, nie umrzesz – skomentowałam.
-
Oj umrę. Zobaczysz. Założymy się?- Histeryzował.
-
Ok, a o co?- Śmiałam się.
-
Jak nie umrę to ty mnie kopniesz, a jak umrę to ja ciebie kopnę – wypowiedział
te kilka słów zupełnie nie zdając sobie sprawy z ich bezsensowności.
-
Niall, zacznij się leczyć… - rzuciłam w niego poduszką, śmiejąc się głośno.
-
Na głupotę nie ma leku!- Odezwał się przechodzący Malik.
-
Zamknij się debilu!- Odgryzł się blondyn.
-
Przestańcie – przysiadł się do nas Liam.- Normalnie jak dzieci – zaśmiał się.
-
Panie Payne, a gdzie się pan wybiera w takim stroju?- Dopiero zauważyłam, że
wygląda jakby się umówił.
-
Idę na randkę – wyznał tajemniczo.
-
No powiedz. Z kim idziesz?- Dopytywał się Nialler.
-
Oj nieważne – śmiał się Li.
-
Ważne, gadaj – zgodziłam się z blondaskiem.
-
Wychodzę z Danielle – przyznał się z lekkim uśmiechem.
-
No nareszcie wrócił ci rozum, kocham cię Payne – rzuciłam mu się na szyję i
pocałowałam spontanicznie w oba policzki.
-
Hej hej! Bez takich!- Zaprotestował Louis.- Kochasz tylko mnie – chwycił mnie
za rękę i lekko szarpnął w swoją stronę.
-
Tak, tak. Ciebie też – roześmiałam się.
-
Z takiej wspaniałej okazji, proponuję zamówić pizzę – wtrącił się Niall.
-
Ja wychodzę, a Wy nakarmcie tego pochłaniacza – Payne wstał i śmiejąc się pod
nosem opuścił nasze zacne grono.
-
Horan, idź zapytaj Malika czy będzie jadł – poprosiłam blondyna.
-
Dobrze Sanchez- odgryzł się.- ZAYN! BĘDZIESZ JADŁ PIZZĘ?!- Wydarł się z całych
sił, nawet nie spodziewałam się, że tyle jej ma w tych drobnych płuckach.
-
Nie do końca o to mi chodziło głąbie – odezwałam się odsłaniając uszy.
-
BĘDĘ! Z PEPERRONI!- Wydobyło się z pierwszego piętra wycie bruneta.
- Dom wariatów… - schowałam
twarz w ramieniu Louisa, udając, że się załamałam.
_________________________________________________________
_________________________________________________________
Witam :)
Nie jestem zachwycona ilością komentarzy, ale i tak cieszę się, że ktoś to czyta i daje o sobie znać.
Wasze opinie są moim natchnieniem, jestem za nie bardzo wdzięczna.
Zwłaszcza kochanej Birden i Tess <3
Całuję <3