poniedziałek, 9 czerwca 2014

Dwadzieścia




Potajemne przygotowania do mojego występu na koncercie chłopaków, tak żeby się nie dowiedzieli nie były proste. Musiałam nieźle nakombinować. Ines, Lynn, Adam i John kryli mnie, gdy chodziłam do hali koncertowej na próby. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wieczorem zespół przyjechał na miejsce, rozpoczęli przygotowania. Potem wyszli na scenę w aurze okrzyków, pisków i oklasków. Obserwowałam ich zza kulis, z odpowiedniej odległości. Podobała mi się ich szczera radość. Śpiew i wygłupy przed publiką naprawdę sprawiały im przyjemność. Zapatrzyłam się na nich z szerokim uśmiechem na ustach. Lynn szturchnęła mnie ręką w ramię.
- Budzimy się. Zaraz wchodzisz – zaśmiała się.
- A no tak. Dobrze wyglądam?- Odruchowo poprawiłam rozpuszczone włosy.
- Genialnie, w końcu jestem twoją stylistką. Wiem, co powinnaś nosić <klik> - uspokoiła mnie.
- A nie uważasz, że przesadziłam z wyborem piosenki? Mogę sobie z nią nie poradzić. Wykonuje ją cudowna Beyonce…<klik> - zmartwiłam się.
- Daj spokój. Świetnie sobie poradzisz. Od razu wróci Twoja wiara w siebie. No wskakuj, Twoja kolej.
Usłyszałam jak chłopcy usiłują nawiązać kontakt z fankami. Musieli mieć mocno zdziwione miny, gdy muzyka zaczęła grać a oni nie wiedzieli, co się dzieje. Pewnym krokiem weszłam na scenę śpiewając pierwszy wers piosenki. Szło mi coraz łatwiej. Gula, która zalegała w moim gardle, w magiczny sposób zniknęła i w końcu poczułam się jak ryba w wodzie. Przez całą piosenkę patrzyłam tylko i wyłącznie prosto w oczy Louisa, chcąc przekazać przesłanie tej piosenki właśnie jemu.

Remember those walls I built
Well baby they're tumbling down
And they didn't even put up a fight
They didn't even make a sound
I found a way to let you in
But I never really had a doubt
Standing in the light of your halo
I got my angel now

Bardzo starałam się wydawać z siebie czyste i emocjonalne dźwięki. Zauważyłam, że oczy Lou zaczynały się szklić, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.

Hit me like a ray of sun
Burning through my darkest night
You're the only one that I want
Think I'm addicted to your light
I swore I'd never fall again
But this don't even feel like falling
Gravity can't forget
To pull me back to the ground again

Feels like I've been awaked
Every rule I had you breakin'
The risk that I'm takin'
I'm never gonna shut you out

Everywhere I'm looking now
I'm surrounded by your embrace
Baby I can feel your halo
You know you're my saving grace.


Utwór zakończyłam zdecydowanie ciszej przymykając oczy, a gdy podkład ucichł dostałam gromkie brawa zarówno od publiczności jak i chłopaków. Ukłoniłam się, a zaraz po wyprostowaniu niespodziewanie zostałam pocałowana przez Tomlinsona. Pierwszy raz przy tak ogromnej widowni. Fanki zawyły. Jedne z zawodu, inne z zachwytu. Szybko zeszłam ze sceny, oddając im pełną kontrolę nad koncertem. Poszłam się przebrać śmiejąc się pod nosem z udanej niespodzianki.
- Byłaś niesamowita! Sama Beyonce będzie ci gratulować – Adam był strasznie dumny i podekscytowany.
- Dzięki. Cieszę się, że już mam to za sobą. Jestem na fali – przybiłam z nim piątkę.
Poczekałam na chłopaków, a po zakończeniu koncertu każdy z osobna pogratulował mi świetnego wykonania.
- Kochanie, nie spodziewałem się, że drzemie w tobie aż taki potencjał. Byłaś wspaniała. Dziękuję – przytulił mnie do siebie Lou.
- Chciałam zrobić wam niespodziankę – uśmiechnęłam się.
- Udało ci się – przyznał Harry.- A teraz wybaczcie, ale jadę po Ines – poleciał jak na skrzydłach.
- Swoją drogą bardzo udany koncert, gratuluję – uściskałam Nialla, Liama i Zayna.
- Dzięki. Dobra, jedziemy do nas. Wy też?- Spytał Malik.
- Podejrzewam, że do mnie przyjedzie Ines ze Stylesem, więc przyjmiemy waszą propozycję – ubrałam płaszcz.






Na ósmą rano zespół miał się stawić w salonie. Mieli być wystrojeni i pachnący. Miała się zjawić dziennikarka z ‘The Sun’. Ines przyjechała z Harry’m i mogłyśmy uczestniczyć w wywiadzie. Śmiesznie wyglądali tak ładnie ubrani, siedząc w rządku na sofie. Rozległo się pukanie do drzwi, które Liam poszedł otworzyć. Wrócił w towarzystwie kobiety i mężczyzny. Ona przedstawiła się, jako Margaret Griffiths- dziennikarka, on, jako George Mugle- jej asystent.
Od razu zapałałam do niej uczuciem. Ogromną niechęcią. Sposób, w jaki panoszyła się wśród chłopaków był oburzający. Pozwalała się traktować jak bogini. Przyglądałam się wszystkiemu z boku, Ines również się zdenerwowała. W trakcie przepytywania chłopaków żałowałam, że nie ma tu Danielle i Perrie. Ta Margaret mizdrzyła się do nich nie zwracając na nas uwagi. Ku mojej wściekłości, zarzuciła swoje sidła na MOJEGO Louisa, a on nie protestował tylko głupkowato się uśmiechał. Już ja mu dam! Najchętniej bym stamtąd wyszła, ale chciałam mieć wszystko pod kontrolą. Niech no tylko ta paniusia wyjdzie, a Tomlinson mnie popamięta. Ten śmiechu warty wywiad zakończyli po dwóch godzinach. Wstrętna blondi rozdała chłopakom swoje wizytówki, w celach służbowych oczywiście. Pomijam fakt, że przy okazji dawania kartonika MOJEMU chłopakowi, prawie rozebrała go wzrokiem. A oni jeszcze ją wszyscy UŚCISKALI na pożegnanie! No tego już było za wiele! Ines od razu udała, że musi pilnie skorzystać z toalety i uciekła a ja nadal siedząc na wysokim barowym blacie, machałam nogami, pozorując znudzenie. Zayn i Liam wyszli do swoich dziewczyn, Niall zabrał z kuchni wielki półmisek chipsów i zasiadł przed telewizorem, za to Harry poszedł poszukać zaginionej Ness. Lou podszedł do mnie, oparł dłonie po obu moich bokach o blat i patrzył na moją twarz.
- Proszę kochanie – zaakcentowałam drugie słowo podając mu chusteczkę.
- Ale po co mi to?- Spytał uśmiechając się niemrawo.
- Żebyś wytarł sobie tą ślinkę, która cieknie ci po brodzie z powodu pani Griffiths – warknęłam i zeskoczyłam, po czym przyłączyłam się do Nialla.
Usłyszałam tylko głupkowaty śmiech swojego chłopaka.
- Moja kochana zazdrośnica – westchnął, odwracając się w moją stronę.
- Jeszcze jedno słowo Tomlinson – burknęłam.
- Daj spokój. Ona mnie nie interesuje – zbliżył się.
- Nie jestem głupia. Na mnie też tak patrzyłeś – poczułam się naprawdę dotknięta jego zachowaniem i opuściłam salon.
Idąc do pokoju Lou słyszałam kłótnię Harry’ego i Ines. Chociaż w ich przypadku nie można tego nazwać kłótnią, bo ona nie umie się wykłócać. Weszłam do pomieszczenia, w którym większość wystroju wskazywała na to, że właściciel pokoju kochał się w paskach. Trzasnęłam drzwiami i usiadłam na szerokim parapecie. Faceci to jednak są świnie. Louis udaje niewiniątko, ale ja wiem, co się kryje w tym jego pokręconym mózgu. O ile w tamtej chwili nie myślał innym narządem. Do moich uszu dotarł dźwięk otwierania i zamykania drzwi. Nie ruszyłam się. Nie interesowało mnie, co robił. Byłam zła. Patrzył na nią tak samo jak na mnie, gdy byłam jeszcze dziewczyną Stylesa. Magnetyzował wzrokiem. Uwiódł mnie właśnie tym spojrzeniem, a teraz próbuje tych sztuczek na innej. Tuż po tym jak pomogłam ocalić mu życie i wystąpiłam dla niego na scenie. Cham!
- Abby… - mruknął cicho.
Wiedział jak to na mnie działa. Natychmiast dostałam gęsiej skórki.
- Przestań się dąsać. Przecież nic nie zrobiłem – poczułam jego ciepły oddech na karku.
- Ja się nie dąsam, Lou. Po prostu bolało mnie to, w jaki sposób na nią patrzyłeś – nigdy nie lubiłam być aż tak szczera, emocje kryłam w sobie. – Kiedyś tak samo uwodziłeś mnie – wyjaśniłam cicho.
- Nie wiedziałem, że tak to wyglądało. Przepraszam – ułożył swoją głowę na moim ramieniu i objął w pasie rękami.
- Nie rób tak nigdy więcej. Zapamiętaj jedną rzecz Louis… - odwróciłam się do niego, tak żeby patrzeć mu w oczy.- Jeśli kiedykolwiek mnie zdradzisz, już więcej mnie nie zobaczysz. Tego nie wybaczam – Mówiłam cholernie poważnie.

- Rozumiem. Obiecuję, że nigdy nie będziesz przeze mnie cierpieć.

______________________________________________
Witajcie !
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale mój laptop zaniemógł i nie mogłam nic z tym zrobić. Zdaje sobie sprawę z tego,  że ten odcinek nie powala, ale musiałam go dodać :)
Postanowiłam, że nie zmienię już nic w tej fabule. Zostawię ją tak jak jest, lepiej nie będzie.
Zbliżamy się do końca pierwszej części. Sprawcie abym chciała publikować również drugą. Wasze komentarze wiele dla mnie znaczą.
Przepraszam również za białe tło w treści odcinka, ale kompletnie nie wiem jak je wyłączyć.
Z ogromną radością informuję, że wraz z @charlie_lina autorką opowiadania www.youre-toxic.blogspot.com pracujemy właśnie nad wspólnym projektem. Oby Wam się spodobało. Czekajcie cierpliwie :)
A teraz życzę Wam wspaniałej pogody, dobrych ocen na koniec roku szkolnego i satysfakcjonujących Was wyników maturalnych. 
Całuję <3

niedziela, 11 maja 2014

Dziewiętnaście




Ines zgodziła się pójść na policję i donieść na Ricka. Miała opory, ponieważ okropnie bała się jego zemsty. Chciała uniknąć konfrontacji tego łajdaka z nami czy dziennikarzami, którzy łakną takich sensacji.
Funkcjonariusze obiecali, że poszukiwania podejrzanego rozpoczną natychmiast. Przy tej rozmowie obecna była również pani psycholog, która bardzo jej pomogła. Roztrzęsiona brunetka dzięki profesjonalnej opiece psychologicznej i pomocy policjantów, z komisariatu wyszła spokojniejsza i lekko uśmiechnięta.
Zabrałam ją na deser, byśmy mogły poprawić sobie humor. Dzień wywiadu chłopaków zbliżał się nieubłaganie a ja martwiłam się nieustannie o zdrowie Louisa, bo chociaż doktor Madison zapewniał, że jego stan jest już stabilny i nie ma przeciwwskazań przed powrotem do pracy, ja jak zawsze musiałam mieć złe przeczucia.
- Lou zaproponował żebym wystąpiła z nimi podczas ich pierwszego koncertu… - musiałam jej w końcu o tym powiedzieć.
- No to super. W czym problem?
- Nie wiem czy jestem gotowa żeby wrócić na scenę.
- Abby, co się z tobą stało? Gdzie się podziała ta nieustraszona, uparta i przebojowa Mia, dla której występy były źródłem energii?- Opieprzyła mnie.- Ja rozumiem, że dużo przeszłaś. Ciąża, szpital, przeszczep Lou, ale to nie wyklucza możliwości powrotu do tego, co kochasz. Twoi fani na ciebie liczą. A Tomlinson na pewno będzie cię wspierał- oznajmiła stanowczo.
- Ale… - chciałam coś powiedzieć.
- Żadnych wymówek. Dzisiaj zadzwonisz do Lynn i Adama. Mia wraca – ogłosiła triumfalnie.
- Ness, Ty mnie kiedyś wykończysz – zatopiłam usta w kolejnym kawałku ciasta.





Harry wybrał się z Liamem do centrum handlowego. Szukał jakiegoś wyjątkowego prezentu dla Ines. Chciał jej jakoś pokazać, że jest dla niego ważna. Po tym, co ostatnio się działo między nimi, zależało mu na tym by traktować ją z należytym szacunkiem i otoczyć ją miłością. Pomyślał, że przepiękny drobiazg mógłby wywołać jej uśmiech, a to było jego celem. Jej radosny śmiech był balsamem dla jego uszu. Pragnąłby czuła się szczęśliwa i bezpieczna.
- No chyba naprawdę się zakochałeś skoro już szukasz podarunku – stwierdził Li.
- Ona jest tak inna niż wszystkie, że mam niesamowite szczęście, że jest właśnie ze mną – był tak rozkojarzony, że nie zauważył dziewczyny idącej z przeciwka, wpadł na nią i oblała się przez niego kawą, którą niosła.
- Najmocniej cię przepraszam – spojrzał na nią.
- Zdarza się, nic się nie stało – wyciągnęła z dużej torby chusteczkę i przesuszyła plamę.
- Zapłacę za pranie, daj mi tylko namiary na siebie – zaproponował bez namysłu.
Dziewczyna chwilę się zastanowiła. Na małej karteczce z notesu napisała swoje imię, nazwisko i numer telefonu.
- Dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony – podała mu kartkę.
- Jestem Harry, a to Liam – przedstawił siebie i przyjaciela, przyglądając jej się z przygryzioną wargą.
- Cate – uścisnęła im dłonie.
- Jutro do ciebie zadzwonię i powiesz mi ile jestem ci winien ok.?- Hazza był wyraźnie zauroczony przepiękną blondynką o zmysłowym spojrzeniu.
- Będę niecierpliwie czekała – powiedziała zalotnie, zarzuciła włosami i odeszła.
- Oj Harry, Harry. Ty nigdy się nie zmienisz – Payne załamał ręce.
- No, co?- Kompletnie nie rozumiał przyjaciela.
- Dopiero, co mówiłeś o tym, jaki jesteś zakochany w Ines, a tamtej Cate śliniłeś dekolt.
- Daj spokój, przesadzasz – machnął na to ręką i wszedł do sklepu z biżuterią.






Tymczasem wracałyśmy z Ness do domu. Opowiadała mi o tym jak jej dobrze z Harry’m i jak powiedział, że ją kocha. Byłam szczęśliwa widząc jej uśmiech. Miałam nadzieję, że Styles tego nie spieprzy, bo chyba bym go wykastrowała. Nasz dobry humor natychmiast stanął pod znakiem zapytania, gdy pod drzwiami naszego mieszkania znalazłyśmy pudełko. Ines je otworzyła, a w środku znajdowała się czerwona róża z mnóstwem obrzydliwych robaków oraz karteczka.
‘ Pożałujesz tego. Ricky.’
Dziewczyna natychmiast upuściła obrzydliwy podarunek i rozpłakała się, wbiegając do środka. Rozejrzałam się, wokół aby upewnić się czy Argentyńczyk nie schował się gdzieś w pobliżu. Dołączyłam do przyjaciółki i objęłam ją opiekuńczo ramionami. Chwilę później wezwałam policję, która zabezpieczyła ‘prezent’. Porozmawiali z nami, spisali zeznania i zakończyli interwencję, zabierając paczkę ze sobą. Nessie starała się nie pokazywać emocji ani nie płakać podczas obecności policjantów. Znałam ją doskonale i wiedziałam, że panicznie się boi.
Przyrządziła nam risotto na obiad, wypiłyśmy po kieliszku wina, po czym pomogłam jej przygotować się na wieczorną randkę z Harry’m <klik>. Wyglądała prześlicznie. Na koniec musnęłam jej usta brzoskwiniowym błyszczykiem.
W samą porę, bo Hazza już przyjechał. Posłałam przyjaciółkę na dół a przez okno obserwowałam jak się witają i wsiadają do auta. Skorzystałam z okazji i zadzwoniłam po Lynnette i Adama. Musiałam ich poinformować o swojej decyzji, dotyczącej powrotu do show biznesu. Miałam pewne obawy, ale rozmowa z Ines je rozwiała. Fani zawsze byli dla mnie ogromnym wsparciem, ich wiadomości i tweety podnosiły mnie na duchu w chwilach zwątpienia, więc nie mogłam tak po prostu zostawić ich bez słowa. Owszem media wciąż wpychały swój wścibski nos w nie swoje sprawy, dogryzali mi, a ich spekulacje były wręcz niedorzeczne, ale takie były warunki mojej kariery od początku. Musiałam chronić moją prywatność bardziej niż zazwyczaj, ale z drugiej strony nie mogłam mieć do nikogo pretensji o niestosowne pytania i artykuły. Sama podjęłam decyzję o byciu osobą publiczną i nauczyłam się żyć z tym zainteresowaniem. Dopóki byłam samotna, zdecydowanie lepiej radziłam sobie z negatywnymi skutkami sławy, ale odkąd zostałam związana z One Direction to już nie dotyczyło tylko i wyłącznie mnie. Paparazzi byli nieustępliwi, zależało im na świetnym ujęciu lub na zdobyciu taniej sensacji, więc śledzili każdy nasz krok.
Skoro zdecydowałam się na ponowne wtargnięcie do tego zwariowanego świata pełnego jupiterów, fleszy, pytań i biegu musiałam porządnie się do tego przygotować. Konieczna była konsultacja z moim teamem, lekcje śpiewu z ukochaną Rachel i spotkanie z moimi choreografami.
Jeśli Mia wróci, to w wielkim stylu!






Styles i Rodrigez siedzieli w uroczej, kameralnej knajpce. Chłopak wciąż prawił jej komplementy, a ona się rumieniła. W końcu wyjął maleńkie pudełeczko i położył je na stoliku tuż koło jej dłoni.
- Co to jest?- Spytała zaskoczona.
- Prezent dla ciebie – odpowiedział krótko.- No otwórz, chcę wiedzieć czy ci się podoba – zachęcił ją entuzjastycznie.
Otworzyła powoli i jej oczom ukazał się złoty łańcuszek z przepiękną zawieszką w kształcie serca z trzema maleńkimi diamencikami i aniołkiem.
- Zobacz, co jest z tyłu – dodał.
Na odwrocie serduszka była wygrawerowana literka ‘H’.
- Żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie ważna i twój Anioł Harry nad tobą czuwa – uśmiechnął się, uprzedzając jej kolejne pytanie.
- Dziękuję, bardzo ci dziękuję – pochyliła się w jego stronę i gorąco go pocałowała. - Jesteś taki kochany.
- Cieszę się, że ci się podoba. Naprawdę. Nie miałem pojęcia, co wybrać – zaśmiał się.
- Abby ci pomagała?
- Nie. Liam.
- To jemu też muszę podziękować.
- Jemu też powiesz, że jest kochany?- Spytał zazdrosnym tonem.
- Nie, to określenie jest zarezerwowane tylko dla ciebie, kochanie – uraczyła go swoim cudownym, szerokim uśmiechem.
- I tak ma być – pocałował ją w policzek.






- Dogadajcie się z Johnem, chcę jak najszybciej ustalić datę koncertu żeby dobrze się przygotować – moja rozmowa z Lynn i Adamem dobiegała do końca.
- No jasne, wszystko załatwię. O nic się nie martw – mówił podekscytowany menager.
- Bardzo się cieszymy, że jednak się zdecydowałaś – przytuliła mnie Lynn.
- Ja też. Koniec tego ukrywania. Nie mogę sprawić zawodu moim fanom – uśmiechnęłam się.
- Zadzwonisz do Lou?- Spytali oboje.
- Nie. Chciałabym żeby to była dla niego niespodzianka, ok.? Po prostu wejdę w pewnym momencie na scenę i go zaskoczę. A teraz wybaczcie, ale umówiłam się z nim, że przyjadę na noc.
- Pewnie, jedź. Jesteśmy w kontakcie – pożegnali się i nieziemskich nastrojach wyszli.



Tymczasem ja wybrałam się pod prysznic, zażyłam kąpieli, wysuszyłam i ułożyłam włosy, ubrałam się, spakowałam kilka niezbędnych drobiazgów i byłam gotowa <klik>. Wezwałam taksówkę i już po około kwadransie znajdowałam się pod domem zespołu. Drzwi otworzyła mi Perrie, która, jak się dowiedziałam przed sekundą z jej wyjaśnień, również miała zostać dziś na noc. Przywitałam się z nią serdecznie. Chociaż się nie przyjaźniłyśmy, bardzo ją lubiłam. Ona idealnie pasowała do roztrzepanego Zayna, a Danielle do poukładanego Liama. Ku mojemu zdziwieniu Dani też u nich była. Ucieszyłam się na jej widok, bo zawsze kibicowałam temu związkowi. Przywitałam się z chłopakami, posiedzieliśmy razem przy Scrable, a później pary rozeszły się po pokojach.
- Jak się czujesz?- Rzuciłam się na łóżko swojego chłopaka.
- Dobrze. Rana doskonale się zagoiła. Muszę się pojawiać na okresowych badaniach, co pół roku, ale mam zezwolenie na pełen powrót do grona żywych – poruszył zabawnie brwiami.
- Tomlinson, jesteś zboczony – roześmiałam się szczerze, gdy zamknął mnie w uścisku swoich ramion.
- Nakręcam się jeszcze bardziej, gdy używasz mojego nazwiska – mruknął wprost do mojego ucha.
- Ciekawe, czemu – zaśmiałam się, udając zamyśloną.
- Może, dlatego, że kiedyś będziesz panią Tomlinson – powiedział to tak poważnie, wpatrując się w moje oczy, że aż poczułam dreszcze na cały ciele.

- Lepiej mnie pocałuj – postanowiłam nie komentować tej krępującej wypowiedzi i zajęłam swojego chłopaka o wiele przyjemniejszą czynnością.
________________________________________________________________________
Witam po dłuższej przerwie.
Jak matury? Trzymam kciuki za wszystkich!
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, choć poprawiałam go kilka razy. Następne będą lepsze.
Jeszcze dosłownie parę odcinków i kończę pierwszą część. Szybko zleciało :)
Dziękuję za komentarze i zapraszam również na www.marked-ff.blogspot.com
Całuję <3

środa, 16 kwietnia 2014

Osiemnaście







Brunetka gwałtownie poderwała się z miejsca i odwróciła się w stronę mężczyzny. Jego drażniące perfumy poczuła od razu. Przed oczami stanęło jej wspomnienie ostatniego spotkania z nim.


‘Był chłodny wieczór. Brunetka wróciła do mieszkania, które dzieliła z matką i jej partnerem. Po przekroczeniu progu struchlała, słysząc jego głos. Jak zwykle lekko zachrypnięty od picia alkoholu. W mieszkaniu unosił się ohydny odór wódki. W dużym pokoju zauważyła matkę rozłożoną na kanapie przed telewizorem. Nie witając się z nią, przemknęła po cichutku do swojego pokoju, licząc na to, że Rick nie zauważy jej powrotu. Siadając na swoim łóżku, głęboko odetchnęła. Nie chciała go prowokować, więc nie wychodziła już nigdzie. Przebrała się tylko w pidżamę, położyła się i zaczęła czytać książkę. Zadrżała słysząc otwierające się drzwi i jego bełkot. Była przerażona. Jej błagania, nie zdawały się na nic. Przycisnął ją swoim ciałem do materaca, usta zasłonił jedną dłonią, a drugą wsunął pod jej koszulkę. Już myślała, że Rick znowu dopnie swego, gdy z korytarza doszło ich wołanie matki dziewczyny. Mężczyzna z niechęcią puścił spięte ciało swojej ofiary, wstał, poprawił się i bez słowa opuścił jej pokój. Nie mogła dłużej tak żyć. W pośpiechu spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, wzięła trochę pieniędzy i uciekła z domu przez okno. Jedyną osobą, którą mogła poprosić była jej najlepsza przyjaciółka. Musiała lecieć do Londynu.’


- Myślałaś, że jak zmienisz miejsce zamieszkania na inny kontynent to cię nie znajdę?- Ta chrypka w jego głosie sprawiała, że czuła się coraz bardziej bezbronna.
- Już mnie nie skrzywdzisz. Nie tutaj – powtarzała w kółko.
- Matka kazała sprowadzić cię z powrotem, a i mnie brakowało twojego jędrnego ciała – uśmiechał się szyderczo, podchodząc do niej krok po kroku.
- Rick, proszę cię. Odejdź i zostaw mnie w spokoju. Mam już nowe życie, nie dość mnie skrzywdziłeś?- Prawie płakała, trzęsąc się jak osika.
- To ja decyduje o twoim życiu. Zapomniałaś? Należysz do mnie – był już wystarczająco blisko brunetki i swobodnie mógł jej szeptać to wszystko do ucha.
- Puść mnie – wyrywała się z jego silnego uścisku, który odbierał jej oddech.
- Wszystkiego muszę cię uczyć od nowa?- Ciężko westchnął.- Nie rzucaj się, bo zrobię ci krzywdę – warknął uderzając ją w twarz tak mocno, że zaczęła krwawić.
Szarpała się z nim póki miała jeszcze siły. Miała dużo szczęścia. Usłyszała Harry’ego.
- Proszę ją puścić! Co tu się dzieje?- Wkroczył Styles.
Rick wypuścił Ines ze swoich ramion. Był całkowicie zdezorientowany. Chłopak spojrzał na swoją dziewczynę i podał jej chusteczkę.
- Jak śmiałeś ją uderzyć?!- Wściekł się Hazza i złapał faceta za koszulkę.
- Dzieciaku wyluzuj. Przyszedłem po to, co moje. Ines ci nic nie mówiła?- Rozbawiła go ta sytuacja.- Co mała? Znalazłaś sobie obrońcę, ale nic mu nie powiedziałaś? Swoją drogą, lepiej zbudowanego nie było?- Zadrwił, za co oberwał z prawego sierpowego.
Zabolało go, ale nie odczuł większej różnicy. Był fizycznie silniejszy i wyższy od Stylesa. W każdej chwili kilkoma ciosami mógł go zabić. Harry go puścił i objął Ness.
- Kochanie, o czym on mówi?- Próbował to wyjaśnić, patrząc jak brunetka płacze.
- Wracajmy do domu… - wyglądała tak, jakby miała atak paniki.
Z trudem łapała oddech, drżała i uciekała wzrokiem przed palącym spojrzeniem swojego oprawcy, uporczywie wtulając twarz w ramię ukochanego.
- Niech ci twoja dziewczyna opowie jak dawała dupy w Argentynie. I powinieneś wiedzieć, że lubi dobrze zbudowanych facetów – wyprężył bicepsy.- Odezwę się jeszcze mała – prychnął i odszedł.
Harold musiał skupić się w tej chwili na stanie swojej ukochanej. Wziął ją na ręce i zaniósł do auta.



Dopiero następnego dnia Ines ochłonęła i była w stanie rozmawiać. Harry został u nas i siedział przy niej całą noc. Przy śniadaniu, niczego nie tknęła. Miała mocno opuchniętą twarz, przerażone i nieobecne spojrzenie i sińce na ramionach. Siedziała w salonie na sofie, przy włączonym telewizorze, ale wątpię żeby coś oglądała.
- Mówię ci, wysoki postawny gość z nietutejszym akcentem. Mówił coś o przeszłości Ines w Argentynie. Nie wiem, kto to był, ale jeśli jeszcze raz ją tknie to go zabiję – loczek wściekał się, mówiąc przez zęby.
- To pewnie, Ricky- palnęłam zupełnie nieświadomie.
- Znacie go?- Zdziwił się.
- Niech Ines wszystko ci opowie sama, ale nie naciskaj. Muszę lecieć do Lou. Zajmij się nią – ucałowałam go w policzek i opuściłam mieszkanie.
Hazza dopił swoją kawę i dołączył do brunetki. Usiadł przy niej i poczuł jak kładzie głowę na jego ramieniu. Objął jej drobne ciało ramieniem.
- Kochanie, opowiedz mi, kto to był. Proszę – zaczął spokojnie, ale dziewczyna milczała.- Ines muszę to wiedzieć żeby móc cię chronić – głaskał ją po policzku.
- Ricky to facet mojej mamy. Odkąd z nami zamieszkał, zgwałcił mnie kilka razy, dlatego uciekłam do Abby… - wyznała ze łzami w oczach.
Harry spojrzał na nią i widział jak wiele bólu sprawiło jej to jedno zdanie. Bardzo jej współczuł. Miał ochotę własnoręcznie pozbawić Ricka życia. Dopiero teraz wszystko zrozumiał. Jej nieśmiałość, jej wstrzemięźliwość, jej strach przed kontaktem fizycznym. Puzzle ułożyły się w logiczną całość. Podziwiał ją za to , że potrafi z tym żyć. Niejedna pewnie by ze sobą skończyła. Ona ma jego. A on już nie pozwoli żeby cierpiała. Przytulił ją do siebie mocniej, pocałował w czubek głowy, głaskał po włosach a na koszulce poczuł jej łzy.
- Ochronię cię, kocham Cię Nessie… - wyszeptał wprost do jej ucha.





- Zayn idioto! Przestań!- Wrzeszczałam na bruneta w kuchni chłopaków.
- Jeśli ktoś odważy się rzucić w moją fryzurę czymkolwiek, co się do nich przyklei, nie wyjdzie z tego żywy!- Zapowiedział, rzucając we mnie kolejną porcją dżemu.
Nasze wrzaski sprowadziły Nialla, który tak strasznie ubolewał nad marnotrawieniem przez nas cennego i pysznego jedzonka, że naraził się na atak zarówno ze strony Malika, od którego dostał czerwoną papką jak i twarogiem ode mnie. Wybuchłam śmiechem patrząc na jego minę. Wyglądał jakby miał się zaraz popłakać. To była niestety tylko zasłona dymna. Sam dorwał w dłonie bitą śmietanę i zaczął nas gonić. Pech chciał, że wpadliśmy w ogrodzie na Liama, który zmierzył nas spojrzeniem, jakby miał przed sobą trójkę dzieci.
- Nie chcę zaglądać do kuchni, ale idźcie tam posprzątać – roześmiał się.
- Dobrze tatusiu – spuściliśmy głowy, zakopaliśmy topór wojenny i ruszyliśmy na kolejną misję pod tytułem ‘ Sprzątanie’.
- Abby? Jesteś tu?- Usłyszałam Lou, który powoli schodził po schodach.
- Był u ciebie lekarz, że tak brykasz?- Pogroziłam mu palcem.
- Był, był. I kazał mi się ruszać – potwierdził kiwaniem głowy.
- Mam nadzieję – podeszłam i pocałowałam go.
- Słyszałam, że toczyłaś tu jakąś trzecią wojnę światową z Zaynem i Niallem to przyszedłem pośmiać się, że dostali wycisk od dziewczyny i to w dodatku mojej – miał świetny humor, co sprawiało mi niesamowitą radość. Posadziłam go bezpiecznie na sofie i włączyłam jakiś serial w TV.
- Był u nas John i wspominał coś, że gdy tylko lekarz zezwoli to mamy załatwiony wywiad dla ‘ The Sun’. Czadowo, co nie?- Ucieszył się.
- Pewnie. Po takiej przerwie przyda się wam dobry powrót – podzielałam jego entuzjazm, chociaż sama nie zdecydowałam się jeszcze wrócić na scenę.
- Chciałbym żeby One Direction wystąpiło z Mią – uśmiechnął się.- Taki wielki come back i twój i nasz. Co ty na to?- Spytał.
- Zastanowię się – odpowiedziałam, starając się ukryć swoje obawy.
- Jestem głodny… - jęczał Horan wchodząc do salonu.
- Nie przesadzaj, nie umrzesz – skomentowałam.
- Oj umrę. Zobaczysz. Założymy się?- Histeryzował.
- Ok, a o co?- Śmiałam się.
- Jak nie umrę to ty mnie kopniesz, a jak umrę to ja ciebie kopnę – wypowiedział te kilka słów zupełnie nie zdając sobie sprawy z ich bezsensowności.
- Niall, zacznij się leczyć… - rzuciłam w niego poduszką, śmiejąc się głośno.
- Na głupotę nie ma leku!- Odezwał się przechodzący Malik.
- Zamknij się debilu!- Odgryzł się blondyn.
- Przestańcie – przysiadł się do nas Liam.- Normalnie jak dzieci – zaśmiał się.
- Panie Payne, a gdzie się pan wybiera w takim stroju?- Dopiero zauważyłam, że wygląda jakby się umówił.
- Idę na randkę – wyznał tajemniczo.
- No powiedz. Z kim idziesz?- Dopytywał się Nialler.
- Oj nieważne – śmiał się Li.
- Ważne, gadaj – zgodziłam się z blondaskiem.
- Wychodzę z Danielle – przyznał się z lekkim uśmiechem.
- No nareszcie wrócił ci rozum, kocham cię Payne – rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam spontanicznie w oba policzki.
- Hej hej! Bez takich!- Zaprotestował Louis.- Kochasz tylko mnie – chwycił mnie za rękę i lekko szarpnął w swoją stronę.
- Tak, tak. Ciebie też – roześmiałam się.
- Z takiej wspaniałej okazji, proponuję zamówić pizzę – wtrącił się Niall.
- Ja wychodzę, a Wy nakarmcie tego pochłaniacza – Payne wstał i śmiejąc się pod nosem opuścił nasze zacne grono.
- Horan, idź zapytaj Malika czy będzie jadł – poprosiłam blondyna.
- Dobrze Sanchez- odgryzł się.- ZAYN! BĘDZIESZ JADŁ PIZZĘ?!- Wydarł się z całych sił, nawet nie spodziewałam się, że tyle jej ma w tych drobnych płuckach.
- Nie do końca o to mi chodziło głąbie – odezwałam się odsłaniając uszy.
- BĘDĘ! Z PEPERRONI!- Wydobyło się z pierwszego piętra wycie bruneta.
- Dom wariatów… - schowałam twarz w ramieniu Louisa, udając, że się załamałam.

_________________________________________________________

Witam :)
Nie jestem zachwycona ilością komentarzy, ale i tak cieszę się, że ktoś to czyta i daje o sobie znać.
Wasze opinie są moim natchnieniem, jestem za nie bardzo wdzięczna.
Zwłaszcza kochanej Birden i Tess <3
Całuję <3

niedziela, 6 kwietnia 2014

Siedemnaście

Louis powoli wracał do formy. Wyniki badań były coraz lepsze. Lekarz pozwolił mu wrócić do domu. O przemęczaniu się i koncertach nie było jeszcze mowy. John był w stałym kontakcie z personelem medycznym i dostawał jasne wskazówki.
Zjawiłam się z Ines w domu chłopaków około godziny dziesiątej rano. Byłyśmy przekonane, że jeszcze śpią, a ich lodówka świeci pustkami. Zrobiłyśmy spore zakupy i wtargałyśmy je do mieszkania. Jak dobrze, że Nessie weszła w posiadanie kluczy. Po cichu rozpakowałyśmy torby. Przyjaciółka zaangażowała mnie w gotowanie. Tylko ja wiedziałam najlepiej, co będzie im smakowało. Byłam pod wrażeniem jej umiejętności kulinarnych. Menu wyglądało następująco: Niall- dużo naleśników z kremem budyniowym i dżemem truskawkowym oraz sok grejpfrutowy, Zayn- omlet z pomidorami, tosty i kawa, Liam- jajecznica z wędzonym łososiem i szczypiorkiem oraz kawa, Harry- jajka po florencku i sok pomarańczowy, Louis- tosty francuskie z ziołami i sok porzeczkowy.
Przez ten cały czas, gdy byłyśmy w kuchni, żaden z chłopaków nawet nie zorientował się, że ktoś jest w ich domu. Normalka. Spali tak głęboko, że huk po wystrzale z armat by ich nie obudził. Ness poszła, po Nialla, Zayna i Liama. Ucieszyli się na niezwykłe, domowe śniadanie. Usiedli przy stole i zaczęli jeść. Tymczasem brunetka poszła zanieść swojemu chłopakowi posiłek do łóżka. Zrobiłam to, co ona. Lou spał spokojnie, leżąc na plecach. Włosy miał uroczo zmierzwione, ręce rozłożone po bokach. Nie lubił specjalnie takiej pozycji podczas snu. Wolał spać zwinięty w kłębek, na boku. Póki, co nie mógł tak leżeć, ze względu na ranę po operacji. Postawiłam tacę na stoliku nocnym. Usiadłam na brzegu łóżka, tuż obok niego. Poprawiłam kosmyk włosów, który opadał mu na czoło.





- Lou, obudź się. Przyniosłam ci śniadanie – odezwałam się w końcu.
Po chwili ospale otworzył oczy. Dłuższy czas przyglądał mi się w milczeniu. Ucieszył się, że mnie widzi, ale wiedziałam, że nadal boli go rana. Opatrunek musiałam mu zmieniać codziennie rano. Nie należało to do najprzyjemniejszych zajęć. Pomogłam mu zjeść, a potem z pomocą Zayna i Harry’ego poszedł wziąć prysznic. Przyprowadzili go, położyli na łóżku i mogłam w spokoju zmienić gazę. Nie lubiłam tego robić, za bardzo go to bolało.
- Jak się czujesz?- Spytałam na koniec.
- Coraz lepiej. Dzięki mojej prywatnej pielęgniarce – uśmiechnął się szeroko.
- Humor ci wraca, to dobrze- zebrałam zużyte waciki i bandaże do jednorazówki.
- Za to tobie nie bardzo. Co się dzieje?- Zaniepokoił się.
- Cały czas męczy mnie to, co się stało między nami. Przepraszam, że cię nie posłuchałam… Gdybym bardziej na siebie uważała, Hailee byłaby z nami… - oczy mi się zaszkliły.
- Przestań tak mówić. Ja wcale tak nie uważam. Byłem rozgoryczony. Nie jesteś niczemu winna. Dziękuję Bogu, że uratowali ciebie. Nadal jest szansa na to, że stworzymy kiedyś rodzinę – głaskał mnie po dłoni.
- Naprawdę tak myślisz? Nie jesteś już zły?- Spojrzałam na niego jak przerażona dziewczynka.
- Naprawdę. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Nie chcę cię znowu stracić. Myślałem, że już nigdy nie wrócisz do Londynu. Wysyłałem ci nawet kwiaty, twoje ulubione, ale nie podpisywałem się. Ze strachu. Już nigdy więcej nie stchórzę, przysięgam.
- Cały czas zastanawiałam się, od kogo są. Nie przyszło mi do głowy, że to ty je wysyłasz. Dziękuję – pocałowałam go w policzek.
- Abby, powiedz mi. Jest chociażby cień szansy żebyśmy do siebie wrócili?- Spytał niepewnie.
- Wiesz… Kiedy Liam powiedział, że jesteś w szpitalu, serce mi stanęło. Potem, gdy lekarz mówił, że bez przeszczepu możesz umrzeć poczułam, że umrę razem z tobą. A teraz, gdy mam Cię zdrowego przy sobie, nie pozwolę ci odejść – przy ostatnim zdaniu patrzyłam mu prosto w oczy.
- Och, Abby, tak strasznie się za tobą stęskniłem… - pociągnął mnie delikatnie w swoją stronę.
Posłusznie położyłam się przy nim, z tej strony, gdzie nie miał rany i wtuliłam się w niego.
- Ja za tobą też Lou. Bardzo – w końcu poczułam się bezpiecznie i zamknęłam oczy.
- Ines Mario Rodrigez! Jak mogłaś?!- Krzyknął roześmiany Harry, gdy jedno jajko, za sprawą dziewczyny wylądowało na jego klatce piersiowej.
- Kiedy używasz mojego pełnego imienia i nazwiska, boję się jeszcze bardziej – śmiała się brunetka.
- Teraz musisz to zjeść ze mnie i to natychmiast – pogroził jej palcem.
- Jasne, chciałbyś – fuknęła ironicznie.
- Kara za bunt musi być – patrzył na nią wyczekująco.
Nieśmiało pochyliła się w stronę jego torsu, przymknęła oczy i koniuszkiem języka wsunęła sobie trochę jajka do ust. Kontakt jej języka z jego skórą, przyprawił go o dreszcze. Nigdy nie był z tak niesamowitą i delikatną dziewczyną. Bał się, że zrobi coś nie tak i ją spłoszy, a długo pracował na jej zaufanie.
Zrobiła to by w końcu trochę przełamać barierę fizyczną. Wiedziała, że to tylko żarty, ale przeszłość znacznie utrudniała jej zbliżyć się do niego tak jakby tego chciała. Czuła, że on jej nie skrzywdzi, ale za każdym razem, gdy wsuwał jej dłoń pod bluzkę albo całował po dekolcie, przed oczami miała ojczyma. Nie chciała żeby pomyślał, że jej na nim nie zależy. Martwiła się, że prędzej czy później ją zostawi, bo jest najzwyczajniej w świecie facetem, który potrzebuje seksu. Jak każdy człowiek. Harry widząc ile te żarty ją kosztują podniósł się do pozycji siedzącej, serwetką pozbył się jajka z klatki piersiowej i przytulił dziewczynę do siebie, po czym czule pocałował w usta.
- Chciałbym wiedzieć, co tak skrzętnie przede mną ukrywasz w tej swojej pięknej główce – próbował ją prześwietlić wzrokiem.
- Może kiedyś ci powiem, muszę iść.
- Gdzie?
- Póki nie mam dużych zleceń z firmy, pracuję w Starbucksie. Fajna praca – uśmiechnęła się.
- O której cię odebrać?
- Około dwudziestej. Może być?
- Idealnie. To leć kwiatuszku – puścił do niej zalotnie oczko, gdy wstawała.
- Jesteś absolutnie całuśny – pocałowała go i wyszła.


Ines pracowała w kawiarni niedaleko parku. Lubiła tę pracę. Do wszystkiego się przykładała, oswajała się z ludźmi. Była promienna i uśmiechnięta, przez co klienci chętniej przychodzili i dostawała większe napiwki. Nigdy nie chciała nadużywać mojej gościnności i hojności. Chciała, chociaż w części zarabiać na siebie. Zawsze była samodzielna. Gotowała lepiej ode mnie, wyglądała lepiej ode mnie, była ładniejsza i szczuplejsza niż ja, znała pięć języków obcych: angielski, hiszpański, niemiecki, włoski i francuski, podczas gdy ja znałam tylko trzy: angielski, hiszpański i włoski.
Była w każdej dziedzinie lepsza niż ja i miała tak mało wiary w siebie. Śpiewać i tańczyć też by mogła, ale się wstydzi. Była strasznie nieśmiała, wcale niepotrzebnie. Po ośmiu godzinach pracy, razem z koleżanką zaczęła sprzątać lokal i na koniec zamknęły go na wszystkie spusty. Pożegnały się, a Ines przeszła na drugą stronę ulicy, do parku, usiąść na ławce i poczekać na Harry’ego. Wyciągnęła z torebki swój telefon i z uśmiechem patrzyła na zdjęcie znajdujące się na wyświetlaczu. Przedstawiało ono śpiącego Stylesa. Uwielbiała to zdjęcie. Czuła, że się w nim zakochuje. Miała nadzieję, że on podziela jej uczucia, mimo, że jej o tym nie mówi. To oczywiste, że miała wątpliwości. Harry był smakowitym kąskiem dla milionów dziewczyn na ziemi, sam też wielokrotnie wdawał się w krótkie, nic nieznaczące romanse. Wierzyła jednak, że będzie tą, która zatrzyma go przy sobie na stałe.
Nieustannie patrzyła na zegarek. Hazza zawsze się spóźniał. Zaczęła panikować, gdy zdała sobie sprawę, że jest coraz ciemniej a ona siedzi sama w parku. Usłyszała męski głos. Na pewno nie należał do loczka. Przez chwilę pomyślała o Ricku. Skarciła się za to od razu. Skąd miałby się tu wziąć? Uwolniła się już od tej historii.
Znieruchomiała, gdy tajemnicza postać zbliżyła się i usiadła obok niej. Udawała niewzruszoną. Nawet nie drgnęła. Serce jej zamarło, gdy usłyszała lekko zachrypnięte:

- Cześć mała, tęskniłaś?

_______________________________________________________________________________________________
Hejka :) Co Wy na to? Kto pojawił się w życiu Ines? Czy to będzie coś złego czy dobrego? Mam nadzieję, że kolejne odcinki Wam się spodobają, bo pierwsza część zakończy się niebawem :)
Całuję <3