środa, 26 marca 2014

Szesnaście





Tak jak obiecał mój ojciec, trzy dni później, do szpitala została dostarczona nerka przeznaczona dla Lou. Lekarze przygotowali wszystko do operacji. Sam przeszczep trwał krótko. Pierwsza doba po zabiegu była bardzo ważna. Mieliśmy się przekonać czy organ się przyjął. Doktor po długim czasie oczekiwania poinformował nas, że wszystko poszło zgodnie z planem. Louis będzie zdrowy. Wybudzili go z narkozy, teraz odpoczywa, dochodzi do siebie.
- Czyli jest przytomny, tak? Mogę do niego wejść?- Zareagowałam żywiołowo.
- Z panią to się lepiej nie kłócić, panno Abigail. Zapraszam – wskazał mi drzwi sali.
Weszłam po cichu. Pierwszą rzeczą, która mnie mocno zszokowała, było to, że jego zawsze pięknie opalona twarz, tym razem była okropnie blada. Był wycieńczony. Ale żył. Usiadłam na krześle tuż obok jego łóżka i chwyciłam go delikatnie za rękę.
- Abby?- Wyszeptał dotykając mojej dłoni.
- Jestem przy tobie, leż spokojnie – przy nim zawsze czułam się taka słaba, jakby rozbił mur pozorów, który mnie otaczał.
- Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam…
- Nic nie mów. Porozmawiamy, gdy dojdziesz do siebie. Wszystko będzie dobrze – przyłożyłam jego dłoń do swojego policzka.
- Kocham cię Abigail.
- Ja ciebie też Lou- z trudem powstrzymałam napływające do oczu łzy.- Musisz teraz odpoczywać, dojść do siebie. Im bardziej będziesz słuchał lekarza tym szybciej wrócisz do domu.
- Chciałbym wrócić już… - bąknął jak małe dziecko.
- Przeszedłeś śmiertelnie poważną operację, nie bądź dziecinny – nakazałam mu.
- A jak ty się czujesz?- Spytał nagle, a ja poczułam się niesamowicie szczęśliwa.
Tak. Szczęśliwa. Uświadomiłam sobie, że cokolwiek mówił do tej pory nie ma już dla mnie znaczenia, ponieważ nie znajdę lepszego człowieka niż on. Mógł przecież umrzeć, a pierwszą rzeczą, o jaką zapytał, było to jak ja się czuję. Wspaniałe, prawda?
- Coraz lepiej. Dziękuję, że pytasz – nie mogłam powstrzymać radosnego uśmiechu, cisnącego się na usta.
- Dobrze widzieć, że znowu się tak pięknie uśmiechasz – gładził kciukiem wierzch mojej dłoni.
- Dobrze widzieć, że jesteś – naprawdę cieszyłam się, że żyje i mogę z nim rozmawiać.
- Powinnaś już iść. Wyglądasz na przemęczoną… - mówił bardzo cicho, miał spierzchnięte usta.
- Czuwałam przy tobie cały czas to i teraz cię nie zostawię – podałam mu szklankę wody.
Upił kilka małych łyków. Patrzył na mnie przeszywającym spojrzeniem.
- Idź, proszę Cię. Wrócisz jutro – jego twarz przybrała surowy wyraz.
- Pójdę, ale jutro z samego rana będę. Zgoda?
- Zgoda, a teraz daj całusa i idź  - nadstawił policzek.
Ucałowałam go i niechętnie wyszłam. Dopiero po wyjściu na zewnątrz poczułam okrutne zmęczenie, ciężkie powieki i miękkie nogi. Wezwałam taksówkę i podałam kierowcy adres willi chłopaków. Na miejscu zapłaciłam facetowi i wysiadłam. Zakręciło mi się w głowie. Wzięłam kilka głębokich oddechów i ruszyłam przed siebie.
- Wróciłam!- Ogłosiłam.
- Cześć Abby, chodź. Zaraz zemdlejesz – pierwszy pojawił się Liam i od razu się mną zaopiekował.- Wyglądasz jak cień człowieka- posadził mnie na sofie i podał koc.- Zrobię Ci coś do jedzenia. No i mocną herbatę żeby postawiła Cię na nogi.
- Oj Li, co ja bym bez Ciebie zrobiła?- Zaśmiałam się, przeczesując włosy palcami- Gdzie reszta?
- Zayn wyszedł z Perrie. A Niall, Ines i Harry grają w jakąś grę na Xboxie na górze – odpowiedział w drodze do kuchni.
Przygotował mi jego popisowe danie – gyros. Pachniało pięknie, a smakowało jeszcze lepiej. Przyniósł też kubek z gorącą herbatą. Usiadł obok i obserwował jak łapczywie pochłaniam posiłek.
- Dziękuję, było przepyszne – uśmiechnęłam się wdzięcznie.
- Jak się czuje Lou?- Zwrócił twarz w moim kierunku i rozsiadł się wygodnie.
- Jest bardzo słaby, ale powoli dochodzi do siebie. Modlę się żeby wszystko było dobrze – otuliłam się kocem i oparłam się plecami o oparcie kanapy.
- I będzie. Niedługo wróci do domu – otoczył mnie swoim ramieniem i włączył telewizor.
Niespodziewanie dołączył do nas Harry.
- O hej Abby. Jak tam Tommo?- Ucieszył się na mój widok.
- W porządku – odpowiedziałam krótko.
- Liam, zabierz ją do pokoju Lou. Niech się prześpi – stwierdził Hazza.
- Racja, chodź – podniósł się z kanapy i podał mi rękę.
Pociągnął mnie do siebie i wziął na ręce.
- Nie musisz mnie nosić – zaśmiałam się wprost w jego szyję.
- Sama przyjemność – zaniósł mnie do pokoju i ułożył na łóżku.
- Li?
- Tak?
- Jesteś wspaniałym przyjacielem, naprawdę – ścisnęłam jego dłoń, gdy przykrył mnie kołdrą.
- A Ty wspaniałą przyjaciółką, śpij już – ucałował moje czoło.


Obudziłam się dopiero następnego dnia rano. Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Spojrzałam na zegar, który wisiał na ścianie. Wskazywał dwie minuty po dziesiątej. Boże! Przecież miałam jechać do Louisa. Pobiegłam do łazienki by się trochę odświeżyć, po czym od razu pojechałam do szpitala. Liam i Harry zabiliby mnie, gdyby wiedzieli, że wyszłam bez śniadania, ale nie to było dla mnie najważniejsze. Siedząc w taksówce, związałam włosy tak żeby wyglądały w miarę znośnie. Przed budynkiem szpitala znajdowali się już dziennikarze żądni informacji oraz grupa fanek z listami dla Louisa. Grzecznie poprosiły mnie o ich przekazanie i życzyły mu szybkiego powrotu do zdrowia. To miłe ze strony tak młodych dziewczyn, że przejmują się jego losem. Prawdziwi fani to skarb.
Przebrnęłam przez tłum zebrany przed wejściem i weszłam po schodach na pierwsze piętro. Na korytarzu spotkałam lekarza zajmującego się Louisem.
- Dzień dobry panno Abigail. Od rana tutaj?- Uśmiechnął się życzliwie.- Musi go pani strasznie kochać – stwierdził, czym dał mi do myślenia.
- Rzeczywiście, muszę – odpowiedziałam jakby dopiero zdając sobie sprawę, że naprawdę tak jest.
Moje życie bez Tomlinsona byłoby bezbarwne. Byliśmy jak Ying i Yang. Bez siebie byliśmy pustymi ludźmi, przy sobie nabieraliśmy znaczenia. Minęłam doktora kiwając głową i ruszyłam do sali, na której leżał Lou.
- Cześć – przywitałam się z nim radośnie.
- Zdążyłaś się w ogóle wyspać? – Zaśmiał się delikatnie ze względu na szwy.
- Nie wyśpię się dopóki stąd nie wyjdziesz. Poza tym chciałam ci o czymś powiedzieć… - przysiadłam na krześle przy jego łóżku.- Pamiętasz jak nazwałam cię tchórzem? Nie byłam całkowicie obiektywna. Sama zachowałam się niedojrzale. Nie uważałam na siebie, a potem zapatrzona w swoje cierpienie wyjechałam. To było kompletnie bez sensu. Zasługujesz na moje przeprosiny – te słowa bardzo wiele mnie kosztowały.- Jesteś wspaniały i stworzony dla mnie. Po prostu to wiem – dodałam po chwili.
- Abbs, dajmy sobie trochę czasu. Wszystko się ułoży, zobaczysz – wyciągnął dłoń w moją stronę, oczekując, że zrobię to samo.

Zamiast tego pochyliłam się i przyłożyłam ją do swojego policzka. Byłam spragniona jego dotyku. Tak niewinnie jak dziecko stęsknione za swoim misiem.

_____________________________________________________________
Witam.
Rozdział nie jest długi, ale taki miał być. Nienawidzę pisać takich przejściowych odcinków, w których mało się dzieje, ale i takie muszą się pojawiać.
Liczę na to, że kolejne będą Wam się bardziej podobać :)
Dziękuję za wszystko.
Całuję <3

piątek, 14 marca 2014

Piętnaście




- Myślę, że powinnyśmy wrócić razem z Liamem do Anglii – oznajmiła mi Ness przy śniadaniu, dwa dni później.
- Myślałam o tym cały czas. Boję się spojrzeć w oczy pozostałym chłopakom. I nie wiem czy dogadam się z Lou.
- Będzie dobrze, pomogę ci – do kuchni wszedł Payne w bokserkach.
- Błagam cię, ubierz się – roześmiałam się.- Nie chcę żeby cały zespół działał na mnie seksualnie – ostrzegłam.
- Trudno, masz pecha – usiadł na krześle obok mnie i zabrał mi kanapkę z talerza.
- Matko, Liam trochę kultury – upomniała go rozbawiona Ines.
Wesoły poranek przerwał nam dźwięk telefonu chłopaka. Pobiegł odebrać, rozmawiał nerwowo przez kilka minut i wrócił do nas w zupełnie innym nastroju niż wcześniej.
- Dzwonił John. Louis jest w szpitalu – kilka słów sprawiło, że serce przestało mi bić na ułamek sekundy.
- Co się stało?- Wydukałam tylko.
- Ma przewlekłą niewydolność nerek – głos mu drżał.
- Natychmiast wracamy do Londynu – wykonałam parę szybkich telefonów i razem z Ines pobiegłyśmy się pakować.




W stolicy Wielkiej Brytanii wylądowaliśmy kilka godzin później. Pragnęłam tylko jak najszybciej go zobaczyć, dlatego Ines i Liam z walizkami pojechali do domu i obiecali dołączyć do mnie niedługo.
- Czy pani nie rozumie, że przyjechałam tu prosto z lotniska i muszę go zobaczyć?!- Kłóciłam się z pielęgniarką przed salą Tomlinsona.
- Niech się pani uspokoi. Spytam lekarza czy może pani wejść – wykonała połączenie i pozwoliła mi wejść.
Patrzyłam na jego nieruchome ciało. Spał. Obserwowałam jego ledwo unoszącą się klatkę piersiową. Tylko to zapewniało mnie, że żyje. Usiadłam obok niego i ostrożnie złapałam go za rękę. Cała drżałam, patrząc na jego zmęczoną twarz. To, dlatego tak marnie wyglądał ostatnim razem.
 Nie słyszałam jak lekarz mnie wołał. Podszedł, więc i pokazał mi się. Wyszłam z nim na korytarz.
- Bardzo z nim źle?
- Niewydolność nerek jest szczególnie niebezpieczna, jeśli jest przewlekła. Potrzebujemy dawcy. Pacjent jest już w takim stanie, że nic innego nie możemy zrobić.
- Ile trzeba czekać na przeszczep?
- Rok może więcej.
- Jak to rok? Nie można szybciej, przecież on może umrzeć… A co z drugą nerką?
- Nie możemy na niej polegać. Robimy badania, ale najprawdopodobniej obie są w nie najlepszym stanie.
Usiadłam zasłaniając bezradnie twarz dłońmi. Ani ja ani chłopcy ani Ines nie mogliśmy być dawcami. Brak zgodności. Jeszcze nigdy nie czułam się tak bezsilna. Wiedziałam, że muszę coś zrobić. Muszę zrobić wszystko żeby Lou mógł żyć.


Przez kilka tygodni wspólnymi siłami szukaliśmy dawcy. Poszukiwania kogoś, kto zechciałby oddać tak ważny narząd nie były łatwe i niestety nikt odpowiedni się nie zgłosił.  Całymi dniami byłam przy nim, a nocami nie mogłam spać. Chodziłam jak struta. Lekarze wprowadzili go w stan śpiączki. Inaczej mógłby nie dożyć przeszczepu.
- Naprawdę chcesz to zrobić? Jaką masz pewność, że ci pomoże?- Wypytywała mnie Ines.
- Muszę. Nie mam wyboru. Inaczej Louis umrze, a ja razem z nim. Straciłam już Hailee, nie mogę stracić jego…- związałam włosy w wysoki koński ogon.
- Podziwiam cię, wiesz?
- Niepotrzebnie. Nienawidzę mojego ojca, jest największą gnidą, jaką znam. Co nie zmienia faktu, że dzięki swoim kontaktom może załatwić nerkę szybciej niż ktokolwiek – wyjaśniłam.- Dla Lou warto się poświęcić.
Pożegnałam się z nią i taksówką pojechałam na obrzeża Londynu, do ogromnej willi mojego ojca. Uczucie upokorzenia towarzyszyło mi całą drogę, ale byłam zmuszona prosić go o pomoc. Już widzę jego szelmowski uśmieszek. Na miejscu, zapłaciłam kierowcy, wysiadłam i podeszłam do bramy. Spojrzałam na dom. Rzadko tu bywałam i niewiele pamiętam. Wzięłam głęboki oddech. Weszłam przez bramę, gosposia wprowadziła mnie do dużego salonu. Przyniosła filiżankę świeżej herbaty. Na ojca czekałam prawie pół godziny. W końcu się pojawił.
- Kogo ja widzę? Przyszłaś przeprosić?- Spytał ironicznie na powitanie.
- Daruj sobie te złośliwości. Przyszłam w konkretnej sprawie. Wiem, że możesz… Jakby to powiedzieć… Załatwić ograny do przeszczepu.
- Może i mogę. Co w związku z tym?- Nalał sobie whisky do szklanki.
- Potrzebuję nerki. Jak najszybciej – ciężko mi było prosić go o cokolwiek.
- A więc jednak. Wiedziałem, że tak będzie i przyjdziesz prosić o pomoc – drwił ze mnie.
- Słuchaj, trudno mi było podjąć tą decyzję. Jestem zdesperowana. Możesz to dla mnie zrobić?- Patrzyłam z nadzieją na jego ponurą twarz.
- Podaj mi szczegóły. Zadzwonię gdzie trzeba – zaskoczył mnie niesamowicie.
Dałam mu karteczkę z wytycznymi od lekarza. Ojciec zniknął w głębi domu. Nie było go jakiś kwadrans. Wrócił, usiadł naprzeciw mnie. Czekałam aż się odezwie. Bałam się, że nic nie zdziałał. Przymknęłam powieki i modliłam się, chyba pierwszy raz w życiu.
- Za trzy dni, do szpitala zostanie dostarczona nerka – jego bas rozbrzmiał w całym pomieszczeniu.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, usiłowałam coś powiedzieć, ale nic nie przechodziło mi przez gardło.
- Nic nie mów. Podziękujesz mi, kiedy indziej – rzekł chłodno.
- Dlaczego mi pomogłeś?- Wydusiłam z siebie.
- Nie dogadujemy się, kłócimy, ale nadal jesteś moją córką. Wiem, że to Louis potrzebuje przeszczepu i wiem też, że łączy was coś więcej. Nie jestem potworem wbrew temu, co myślisz – odrzekł i dopił swój trunek.
- Dzięki… tato – podziękowałam cicho i wyszłam.
Przed bramą odetchnęłam z ulgą. Teraz będzie już tylko lepiej. Od razu pojechałam do kliniki. Spotkałam się z chłopakami i Ines. Wiadomość, którą im obwieściłam sprawiła, że każdemu z nich kamień spadł z serca. Tylko Nessie wiedziała ile kosztowało mnie załatwienie przeszczepu. Nie chciałam żeby ktokolwiek oprócz niej znał tę historię. Najważniejsze, że Louis wyzdrowieje. Harry, Niall, Liam i Zayn przytulili mnie po kolei. Kilka minut później zauważyłam coś dziwnego. Ines i Hazza usiedli obok siebie i chwycili się za dłonie.
- Czy ja coś przegapiłam?- Patrzyłam na nich jak na wariatów.
- No powiedzmy… - odezwała się dziewczyna.
- Byłaś cały czas zestresowana, zmęczona i smutna. Nie chcieliśmy zawracać ci głowy – dodał Harry.
-Swoją drogą myśleliśmy, że zauważyłaś – zaśmiała się Ness.
- Długo już jesteście razem?
- Jakieś dwa tygodnie – wyznała przyjaciółka.
- Jezu… Strasznie was przepraszam – objęłam oboje.- Byłam tak skupiona na sobie i Louisie, że nic nie zauważyłam… Co ze mnie za przyjaciółka. Bardzo się cieszę oczywiście – uśmiechnęłam się.
- Przestań, nie ma, o czym mówić – machnął ręką Harry.- Najważniejsze jest to żeby, Tommo wyzdrowiał.
- Nie powinnam była myśleć tylko o sobie.
- Spokojnie. Myślałaś o nim. Nam też zależy na jego zdrowiu. Wracajmy do domu, lekarz już nie pozwoli nam do niego wejść, a ty musisz odpocząć – Liam objął mnie ramieniem i opuściliśmy szpital.

               W domu, położyli mnie w pokoju Tomlinsona. Zanurzyłam twarz w miękkiej poduszce, zaciągnęłam się zapachem chłopaka. Bardzo za nim tęskniłam, ale to, co zrobił nadal mnie bolało. Po operacji chciałabym wszystko z nim wyjaśnić, ale nie wiem czy damy radę się dogadać.

___________________________________________________________

Witajcie! <3
Wyjaśnił się stan Louisa. Nie będę zdradzać szczegółów. Po prostu czekajcie na rozwój wydarzeń.
Myślicie, że Abby w końcu pogodzi się z chłopakami?

Miejmy nadzieję, że rozdział Wam się całościowo spodoba.
Całuję Was gorąco ! <3

wtorek, 4 marca 2014

Czternaście



- Wiem Abbs, ale tak dłużej być nie może – usłyszałam głos Harry’ego, a gdy się obróciłam w ich stronę, napotkałam również niebiesko-zielone tęczówki Louisa.
- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi – wysyczałam z wściekłością, zrywając się z łóżka.
- Bo jesteśmy i dlatego to robimy. Musicie w końcu porozmawiać – dodał Zayn.
- Nie wyjdziemy z tej ciemni dopóki nie wyjaśnicie sobie wszystkiego – przyłączyła się Ines.
- A samych was nie zostawimy, bo jeszcze się pozabijacie – wtrącił się Liam.
- Czy ja was prosiłam o układanie mojego życia?! Nie! Więc przestańcie się wtrącać! Lou powiedział i zrobił wystarczająco dużo żebym go znienawidziła. Well done! – Ostatnie słowa zaakcentowałam typową angielszczyzną, przedrzeźniając Tomlinsona.
- Abby, przestań…- Hazza podszedł do mnie i próbował objąć.
- Zostaw mnie! I nigdy więcej nie mów do mnie w ten sposób. Dla was mam na imię Mia!- Wybuchłam ostatecznie i trącając wszystkich po kolei wybiegłam z pokoju.
- Abigail! -Usłyszałam lekko drżący Louisa.
Uraczyłam go zbolałym spojrzeniem i spostrzegłam jego przeraźliwie bladą twarz. Albo był na kacu albo chorował, bo nigdy tak źle nie wyglądał. Nie mogłam znieść jego widoku.
- Mogłabyś raz w życiu nie postępować pochopnie tylko wysłuchać mnie od początku do końca? – Był stanowczy, ale nie uporczywy.
- A ty jak się zachowałeś? Zostawiłeś mnie Lou! W najgorszym momencie mojego życia, z ogromnym poczuciem winy! Nic cię nie tłumaczy, rozumiesz? Kompletnie nic!- Machnęłam ręką w przypływie złości.
- Popełniłem błąd – chwycił mnie za łokieć.
- Niewybaczalny. Zostaw mnie w spokoju – warknęłam i wybiegłam na zewnątrz.
Jak oni śmieli w ogóle przywieźć go tutaj? Natychmiast zadzwoniłam do Adama. Poprosiłam go o pomoc. O pomoc w zorganizowaniu wyjazdu do Nowego Jorku. Dla mnie i Ness.
W trybie pilnym.




Jakimś cudem udało mi się namówić Ines na podróż do NY. Musiałam odpocząć od Anglii, Londynu i tego, że na każdym kroku będę wpadać na chłopaków. Dawno tu nie byłam, a Nessie miała okazję rozmawiać z ludźmi z VS. Dostała propozycję występu na kilku ważnych pokazach. Od naszego przyjazdu minęły jakieś cztery miesiące. Wiedziałam, że moja przyjaciółka nadal ma kontakt z zespołem, ale jestem jej wdzięczna za to, że nie mówi przy mnie o nich. Mieszkałyśmy w centrum miasta, przestałam zażywać antydepresanty. Wracałam do żywych. Zaczynałyśmy się dobrze bawić. Jak na razie dałam dwa małe koncerty. Trzeci miał się odbyć podczas wielkiego pokazu Aniołków, w którym miała wystąpić Ines w roli modelki. Powoli wymazywałam z pamięci bolesne wspomnienia. Spotykałam się z kilkoma aktorami, ale robiłam to tak naprawdę dla zabicia czasu. Największe porozumienie znalazłam z Zackiem Efronem, który chwilowo musiał mieszkać w Nowym Jorku. Dogadywaliśmy się całkiem nieźle, wychodziliśmy na desery, do kina, na imprezy branżowe. Lubiłam go, ale byłam pewna, że już nigdy do nikogo nie zapałam takim uczuciem, jak do Louisa. Ines była podrywana przez samego Justina Biebera. W sumie ja też, ale ostudziłam jego zapał na początku. Ostrzegałam przed nim przyjaciółkę i cieszę się, że posłuchała. Chyba nadal była wpatrzona w Harry’ego. Słyszałam ich rozmowy przez Skype’a i coraz częściej miałam wyrzuty sumienia, że zabierając ją ze sobą zniszczyłam ich relację.




W Londynie niebo płakało. Typowa angielska pogoda. Chłopcy mieli próbę przed najbliższym koncertem.
- Musisz coś z tym zrobić stary. Inaczej ona zniknie z twojego życia na zawsze – Hazza kierował swoje słowa do Lou.
- Ale co mam zrobić? To, że mnie w końcu ustawiliście do pionu nie oznacza, że ona od razu rzuci mi się w ramiona.
- Pewnie, że nie. Najważniejsze jest to, że zmieniłeś podejście i już jej nie obwiniasz. Swoją drogą to była najgłupsza rzecz, którą mogłeś zrobić, ale to pomińmy – dodał Liam.
- Przestańcie. Już dostałem za swoje.
- Dobrze, że przejrzałeś na oczy – cieszył się Niall.
- Teraz już wiem jak wielką krzywdę wyrządziłem jej swoim zachowaniem. Nie było mnie przy niej, gdy cierpiała i zadałem jej dodatkowy ból. Chciałbym żeby wróciła – był naprawdę przybity.
- Nie ma jej już parę miesięcy. Być może nie zdecyduje się na powrót – odezwał się smutny Zayn.
- Oby coś sprowadziło ją tutaj na dobre- dodał Harry.
- Potrzebuję jej tutaj. Nie czuję się najlepiej, a nie chcę tego tak zostawiać… - stwierdził ze smutkiem, biorąc kolejną dawkę leku.



Znowu kurier, znowu piękny bukiet błękitnych róż i znowu karteczka bez imienia nadawcy. Od sześciu tygodni dostawałam te same kwiaty. W każdą sobotę o tej samej porze. Nikt nie przyznawał się do ich przysyłania. A o chłopakach nawet nie pomyślałam.  Bukiety były cudowne, ale nie wysyłaliby ich, bo nie wiedzą gdzie mieszkam. Ines stwierdziła, że mam tajemniczego wielbiciela. Godzinę później byłyśmy już na miejscu pokazu. Modelki łącznie z moją przyjaciółką były dokładnie i skrupulatnie przygotowywane. Wszystko musiało być idealne i przemyślane. Mój występ był wpleciony w jedno z wyjść modelek. Musiałam, więc tak między nimi lawirować, aby im nie przeszkadzać. Bawiłam się świetnie, w dodatku na widowni zauważyłam Zacka. Pomyślałam, że po pokazie moglibyśmy w trójkę wybrać się na kolację.
Pomysł był dobry, ale okazało się, że Ines idzie świętować z modelkami. Zostałam, więc skazana na spotkanie we dwoje.
- Masz niesamowitą charyzmę na scenie, wiesz?- Próbował się przypodobać.
- Dziękuję. To miłe, że tak sądzisz. Kolacja?- Zaproponowałam bez ogródek.
- Chętnie – przepuścił mnie w drzwiach.
Nie dość, że przystojny to jeszcze gentelman. Idealne połączenie. Nadawaliśmy na tych samych falach i chociaż nie szukałam nikogo nowego był miłą odmianą od dotychczasowych problemów. Wspierał mnie, gdy prasa obrzucała mnie błotem, pisząc, że zaniedbałam swoje zdrowie, co doprowadziło do śmierci mojego dziecka. Potem pisali, że jestem kapryśna i zawiodłam fanów, ale dostałam od nich tyle pozytywnych wiadomości, że akurat tym się nie przejęłam. Media rozpisywały się obszernie na temat mojego romansu z Zackiem, który wielokrotnie dementowaliśmy, ale im nie da się przemówić do rozumu. Całe szczęście, że Ines nie ucierpiała jeszcze z ich powodu.
Poczucie humoru Zacka było zaraźliwe i śmialiśmy się donośnie siedząc naprzeciw siebie w restauracji. Nagle zadzwonił mój telefon.  Nie patrząc na ekran odrzuciłam pierwsze połączenie. Jednak, kiedy się powtórzyło, zerknęłam w końcu na wyświetlacz i odebrałam.
- Cześć Abbs, nie rozłączaj się proszę – rozbrzmiał dobrze mi znany głos Liama.
- Cześć. Nie mogę teraz rozmawiać, oddzwonię – chciałam go jak najszybciej spławić.
- Oboje dobrze wiemy, że nie oddzwonisz – mruknął do słuchawki.
- Nie jestem sama – usiłowałam wyjść z tej sytuacji jak najlepiej.
- Widzę – nagle usłyszałam go tak wyraźnie jakby stał tuż za mną, niestety to nie było wyobrażenie, on naprawdę stał za mną z telefonem w dłoni.
- Co ty tutaj robisz?- Natychmiast wstałam.
Chłopak przywitał się z moim towarzyszem.
- Wybacz Zack, ale muszę ją porwać. Innym razem się spotkacie. Dzięki – powiedział szybko i siłą wyciągnął mnie z lokalu.
- O co ci chodzi? Liam, błagam powiedz, że jesteś tutaj sam… - jęknęłam błagalnie.
- Tak, jestem sam. Przyleciałem, bo nie mogę znieść tej męki. Nie tylko ty i Lou cierpicie na tym wszystkim. Jesteś nam potrzebna – był bardzo poważny.
- Nie będę o tym rozmawiać na ulicy. Jedźmy do mnie – złapałam taksówkę i ruszyliśmy.
- Masz zamiar zostać tu z Ines na stałe?- Spytał rozglądając się po mieszkaniu.
- Jeszcze nie wiem.
- Rozumiem, że chciałaś się odciąć od Lou, ale nie rozumiem, dlaczego zapomniałaś o mnie, Niallu, Zaynie i Harry’m. Kochamy cię, martwiliśmy się o ciebie.
- Jesteście bezpośrednio związani z źródłem mojego bólu. Dziwisz się, że przestałam dzwonić i pisać?
- Nie zachowujcie się jak dzieci…- westchnął Payne.
- To on jest jednym wielkim dzieckiem. Osądził mnie i nie pozwolił nic powiedzieć.
- Nie mów tak. On dużo zrozumiał.
- Tak? A to ciekawe. W takim razie wyjaśnij mi, dlaczego sam tutaj nie przyjechał, co?- W moich oczach pojawiły się łzy.
Zapadła chwila ciszy.
- Tak myślałam. Dzieciak i do tego tchórz. Tyle na ten temat – przymknęłam oczy.
- Abby, on cię kocha. I widzę, że ty jego też. Nie popełnij błędu, którego potem nie będziesz mogła naprawić –zbliżył się do mnie.
- Przestałam wierzyć w jego miłość w dniu, w którym obwinił mnie o śmierć naszej córeczki. Jak on mógł w ogóle pomyśleć, że celowo do tego doprowadziłam… Przecież to była nasza mała Hailee.. – rozpłakałam się, a on po prostu po ludzku przyjął mnie w swoje ramiona.
- Wszystko się ułoży. Tylko wróćcie z Ines do Londynu.
- Nie jestem w stanie teraz o tym myśleć… - uspokoiłam potok łez.- Ale dobrze, że jesteś.
- Jest jedna rzecz, którą mam ci przekazać od Louisa. Będę postępował dokładnie według jego wskazówek. To nic osobistego. Potraktuj to, jako przesyłkę – tłumaczył, a gdy ja próbowałam to zrozumieć, wpił się w moje usta i zaczął je całować delikatnie, z uczuciem.
Kiedy się ode mnie oderwał, patrzyłam na niego zszokowana.
- Oddasz mu jak wrócisz – uśmiechnął się.
- To było miłe, ale… Co by powiedziała na to Sophie? – Co innego mogłam powiedzieć w takiej sytuacji? Sama nie wiedziałam.
- Nie jestem już z nią – wyznał to w taki sposób, że wiedziałam, że mam nie zadawać pytań.
- Nie jest mi przykro, sam wiesz – powiedziałam szczerze.
- Wiem. Mi chyba też nie.

Zaraz, zaraz. Czyli wychodzi na to, że jeszcze Niall i będę wiedziała jak całuje cały zespół? Niezła akcja. Nie rozumiem jak Lou mógł go o to poprosić. To było desperackie z jego strony. Powinien sam się tu zjawić, a nie po raz kolejny tchórzyć.

Resztę wieczoru spędziliśmy na piciu alkoholu i oglądaniu filmów. Ines do nas dołączyła, gdy tylko wróciła do domu. Poczułam się trochę jak za starych czasów, gdy takie wieczory zdarzały się częściej i to w towarzystwie wszystkich chłopaków. Harry ciągle próbował mnie obłapiać i skradał mi krótkie pocałunki, Niall i Louis rzucali w siebie jedzeniem, a Liam i Zayn nas obgadywali, próbując się skupić na danym filmie. Tęskniłam za tym, bo za każdym razem, kiedy spoglądałam na Payne’a, przez głowę przeskakiwały mi wspaniałe wspomnienia z tamtego okresu. Było tak beztrosko i zwariowanie. Życie to nie bajka. Nawet dla takich ludzi jak my. Zarówno chłopcy jak i ja, chcieliśmy po prostu spełnić swoje marzenia. Śpiewać, występować i dawać radość innym. Mało, kto wie z jak wieloma wyrzeczeniami to się wiążę. Zrezygnowaliśmy z prywatności i wolnego czasu. Musimy się trzymać z góry ustalonego grafiku, liczyć się z krótkimi chwilami na sen i szarganiem naszych imion na rzecz taniej sensacji, która jest tworzona tylko po to by nakład danego brukowca lepiej się sprzedał.

Oczywiście nie żałuję, że moje życie potoczyło się w ten sposób. Pamiętam dokładnie dzień, w którym pierwszy raz pojawiłam się w wytwórni. Byłam zdenerwowana i podekscytowana, a jednocześnie pewna swojego celu. Wiedziałam, co chcę osiągnąć. Na początku ciężko było się przebić pomiędzy Miley Cyrus czy Demi Lovato. Na szczęście się udało i zaczęłam być do nich porównywana, co niesamowicie mi schlebiało. Z drugą z nich nawet się zaprzyjaźniłam. Potem poznałam One Direction, którzy podpisali kontrakt z Syco po programie X Factor. PRowcy zauważyli, że nasze wspólne prywatne wyjścia są świetnie odbierane przez fanów, więc zaproponowali nam układ, w którym mieliśmy pokazywać się z Harry’m jako para. Miałam wątpliwości. Każdy by miał na moim miejscu, ale tak naprawdę nie robiliśmy nic złego, bo bardzo się polubiliśmy.

Kiedy pierwszy raz pokazaliśmy się razem? Na rozdaniu nagród BRIT’s. Byłam ubrana w krwistoczerwoną suknię o idealnej długości, która z przodu eksponowała moje długie nogi, a Hazza miał na sobie ciemny garnitur, spod którego wystawała koszula w białe wzory. Spotkaliśmy się z entuzjastycznym przyjęciem. Pozowaliśmy we dwoje, później z resztą chłopaków. To była świetna zabawa, ale teraz wiem, że nie powinnam była się w to pakować. Zamieszanie spowodowane miłością do Lou za bardzo mnie przytłoczyło i obawiam się, że już nic nie będzie takie samo.


Wspominaliśmy tak z Liamem każdą ważniejszą chwilę, opowiadaliśmy Ines o wszystkim, a ja w głębi siebie przeżywałam to wciąż od nowa. Sława poniekąd zniszczyła mnie psychicznie, ale za nic w świecie nie zostawię swoich fanów. Kocham ich i potrzebuję. Taka już jestem.
______________________________________________________________
Witam znów :)
Ten rozdział jest chyba dłuższy, prawda? xD
Oby, bo bardzo się starałam. Poprawiałam go w kółko, ale w końcu jestem z niego w miarę zadowolona. Chociaż koniec wydaje się być trochę ' z dupy' wzięty, ale dla mnie jest ważny.
Niesamowicie ucieszyła mnie cała 10tka komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Rozkręcacie się :D
Postanowiłam, że to opowiadanie będzie miało dwie części. Cieszycie się? :)
Całuję <3