środa, 26 marca 2014

Szesnaście





Tak jak obiecał mój ojciec, trzy dni później, do szpitala została dostarczona nerka przeznaczona dla Lou. Lekarze przygotowali wszystko do operacji. Sam przeszczep trwał krótko. Pierwsza doba po zabiegu była bardzo ważna. Mieliśmy się przekonać czy organ się przyjął. Doktor po długim czasie oczekiwania poinformował nas, że wszystko poszło zgodnie z planem. Louis będzie zdrowy. Wybudzili go z narkozy, teraz odpoczywa, dochodzi do siebie.
- Czyli jest przytomny, tak? Mogę do niego wejść?- Zareagowałam żywiołowo.
- Z panią to się lepiej nie kłócić, panno Abigail. Zapraszam – wskazał mi drzwi sali.
Weszłam po cichu. Pierwszą rzeczą, która mnie mocno zszokowała, było to, że jego zawsze pięknie opalona twarz, tym razem była okropnie blada. Był wycieńczony. Ale żył. Usiadłam na krześle tuż obok jego łóżka i chwyciłam go delikatnie za rękę.
- Abby?- Wyszeptał dotykając mojej dłoni.
- Jestem przy tobie, leż spokojnie – przy nim zawsze czułam się taka słaba, jakby rozbił mur pozorów, który mnie otaczał.
- Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam…
- Nic nie mów. Porozmawiamy, gdy dojdziesz do siebie. Wszystko będzie dobrze – przyłożyłam jego dłoń do swojego policzka.
- Kocham cię Abigail.
- Ja ciebie też Lou- z trudem powstrzymałam napływające do oczu łzy.- Musisz teraz odpoczywać, dojść do siebie. Im bardziej będziesz słuchał lekarza tym szybciej wrócisz do domu.
- Chciałbym wrócić już… - bąknął jak małe dziecko.
- Przeszedłeś śmiertelnie poważną operację, nie bądź dziecinny – nakazałam mu.
- A jak ty się czujesz?- Spytał nagle, a ja poczułam się niesamowicie szczęśliwa.
Tak. Szczęśliwa. Uświadomiłam sobie, że cokolwiek mówił do tej pory nie ma już dla mnie znaczenia, ponieważ nie znajdę lepszego człowieka niż on. Mógł przecież umrzeć, a pierwszą rzeczą, o jaką zapytał, było to jak ja się czuję. Wspaniałe, prawda?
- Coraz lepiej. Dziękuję, że pytasz – nie mogłam powstrzymać radosnego uśmiechu, cisnącego się na usta.
- Dobrze widzieć, że znowu się tak pięknie uśmiechasz – gładził kciukiem wierzch mojej dłoni.
- Dobrze widzieć, że jesteś – naprawdę cieszyłam się, że żyje i mogę z nim rozmawiać.
- Powinnaś już iść. Wyglądasz na przemęczoną… - mówił bardzo cicho, miał spierzchnięte usta.
- Czuwałam przy tobie cały czas to i teraz cię nie zostawię – podałam mu szklankę wody.
Upił kilka małych łyków. Patrzył na mnie przeszywającym spojrzeniem.
- Idź, proszę Cię. Wrócisz jutro – jego twarz przybrała surowy wyraz.
- Pójdę, ale jutro z samego rana będę. Zgoda?
- Zgoda, a teraz daj całusa i idź  - nadstawił policzek.
Ucałowałam go i niechętnie wyszłam. Dopiero po wyjściu na zewnątrz poczułam okrutne zmęczenie, ciężkie powieki i miękkie nogi. Wezwałam taksówkę i podałam kierowcy adres willi chłopaków. Na miejscu zapłaciłam facetowi i wysiadłam. Zakręciło mi się w głowie. Wzięłam kilka głębokich oddechów i ruszyłam przed siebie.
- Wróciłam!- Ogłosiłam.
- Cześć Abby, chodź. Zaraz zemdlejesz – pierwszy pojawił się Liam i od razu się mną zaopiekował.- Wyglądasz jak cień człowieka- posadził mnie na sofie i podał koc.- Zrobię Ci coś do jedzenia. No i mocną herbatę żeby postawiła Cię na nogi.
- Oj Li, co ja bym bez Ciebie zrobiła?- Zaśmiałam się, przeczesując włosy palcami- Gdzie reszta?
- Zayn wyszedł z Perrie. A Niall, Ines i Harry grają w jakąś grę na Xboxie na górze – odpowiedział w drodze do kuchni.
Przygotował mi jego popisowe danie – gyros. Pachniało pięknie, a smakowało jeszcze lepiej. Przyniósł też kubek z gorącą herbatą. Usiadł obok i obserwował jak łapczywie pochłaniam posiłek.
- Dziękuję, było przepyszne – uśmiechnęłam się wdzięcznie.
- Jak się czuje Lou?- Zwrócił twarz w moim kierunku i rozsiadł się wygodnie.
- Jest bardzo słaby, ale powoli dochodzi do siebie. Modlę się żeby wszystko było dobrze – otuliłam się kocem i oparłam się plecami o oparcie kanapy.
- I będzie. Niedługo wróci do domu – otoczył mnie swoim ramieniem i włączył telewizor.
Niespodziewanie dołączył do nas Harry.
- O hej Abby. Jak tam Tommo?- Ucieszył się na mój widok.
- W porządku – odpowiedziałam krótko.
- Liam, zabierz ją do pokoju Lou. Niech się prześpi – stwierdził Hazza.
- Racja, chodź – podniósł się z kanapy i podał mi rękę.
Pociągnął mnie do siebie i wziął na ręce.
- Nie musisz mnie nosić – zaśmiałam się wprost w jego szyję.
- Sama przyjemność – zaniósł mnie do pokoju i ułożył na łóżku.
- Li?
- Tak?
- Jesteś wspaniałym przyjacielem, naprawdę – ścisnęłam jego dłoń, gdy przykrył mnie kołdrą.
- A Ty wspaniałą przyjaciółką, śpij już – ucałował moje czoło.


Obudziłam się dopiero następnego dnia rano. Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Spojrzałam na zegar, który wisiał na ścianie. Wskazywał dwie minuty po dziesiątej. Boże! Przecież miałam jechać do Louisa. Pobiegłam do łazienki by się trochę odświeżyć, po czym od razu pojechałam do szpitala. Liam i Harry zabiliby mnie, gdyby wiedzieli, że wyszłam bez śniadania, ale nie to było dla mnie najważniejsze. Siedząc w taksówce, związałam włosy tak żeby wyglądały w miarę znośnie. Przed budynkiem szpitala znajdowali się już dziennikarze żądni informacji oraz grupa fanek z listami dla Louisa. Grzecznie poprosiły mnie o ich przekazanie i życzyły mu szybkiego powrotu do zdrowia. To miłe ze strony tak młodych dziewczyn, że przejmują się jego losem. Prawdziwi fani to skarb.
Przebrnęłam przez tłum zebrany przed wejściem i weszłam po schodach na pierwsze piętro. Na korytarzu spotkałam lekarza zajmującego się Louisem.
- Dzień dobry panno Abigail. Od rana tutaj?- Uśmiechnął się życzliwie.- Musi go pani strasznie kochać – stwierdził, czym dał mi do myślenia.
- Rzeczywiście, muszę – odpowiedziałam jakby dopiero zdając sobie sprawę, że naprawdę tak jest.
Moje życie bez Tomlinsona byłoby bezbarwne. Byliśmy jak Ying i Yang. Bez siebie byliśmy pustymi ludźmi, przy sobie nabieraliśmy znaczenia. Minęłam doktora kiwając głową i ruszyłam do sali, na której leżał Lou.
- Cześć – przywitałam się z nim radośnie.
- Zdążyłaś się w ogóle wyspać? – Zaśmiał się delikatnie ze względu na szwy.
- Nie wyśpię się dopóki stąd nie wyjdziesz. Poza tym chciałam ci o czymś powiedzieć… - przysiadłam na krześle przy jego łóżku.- Pamiętasz jak nazwałam cię tchórzem? Nie byłam całkowicie obiektywna. Sama zachowałam się niedojrzale. Nie uważałam na siebie, a potem zapatrzona w swoje cierpienie wyjechałam. To było kompletnie bez sensu. Zasługujesz na moje przeprosiny – te słowa bardzo wiele mnie kosztowały.- Jesteś wspaniały i stworzony dla mnie. Po prostu to wiem – dodałam po chwili.
- Abbs, dajmy sobie trochę czasu. Wszystko się ułoży, zobaczysz – wyciągnął dłoń w moją stronę, oczekując, że zrobię to samo.

Zamiast tego pochyliłam się i przyłożyłam ją do swojego policzka. Byłam spragniona jego dotyku. Tak niewinnie jak dziecko stęsknione za swoim misiem.

_____________________________________________________________
Witam.
Rozdział nie jest długi, ale taki miał być. Nienawidzę pisać takich przejściowych odcinków, w których mało się dzieje, ale i takie muszą się pojawiać.
Liczę na to, że kolejne będą Wam się bardziej podobać :)
Dziękuję za wszystko.
Całuję <3

7 komentarzy:

  1. Niewierna z telefonu26 marca 2014 22:37

    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się bardzo, że Louis powoli dochodzi do siebie, to dobrze wróży. Mam nadzieję, że nie szykujesz jakiś zwrotów akcji, jeżeli chodzi o jego zdrowie, bo nie podałam temu. On jest tak bardzo idealny, że wciąż nie mogę zrozumieć jak Mia mogła wyjechać i go zostawić? No ale dobra, dobra, już ją za to opieprzałam wcześniej, wystarczy. Tomlinson taki opiekuńczy. Dobrze, że kazał Abby wracać do domu i odpocząć. Przynajmniej chociaż trochę się wyspała i teraz może spędzić kilka godzin obok ukochanego. Zaskoczyła mnie natomiast tymi przeprosinami, w które nie mogłam uwierzyć. A jednak schowała nieco dumę i proszę - od razu lepiej! Brawo, Mia.
    Kochana, czekam na rozdział kolejny, dłuższy mam nadzieję. Dużo weny, czasu i w ogóle, pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholipa jasna pochłonęłam ten tekst na jednym oddechu, nie mogłam się oderwać, seryjnie! <3 Pisz dalej, czekamy na następny!
    http://s3condbreathe.blogspot.com/ Zapraszam także do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Owszem, rozdział nie jest krótki, nie dzieje się też w nim nic odkrywczego, ale jak sama dobrze wiesz, takie przejściówki są potrzebne, wręcz niezbędne. A tę czytało mi się bardzo przyjemne, a przede wszystkim to się liczy :) Strasznie się cieszę, że ostatecznie doszło do przeszczepu nerki, który okazał się sukcesem i teraz Louis wraca do zdrowia. Chociaż już w poprzednim rozdziale było wiadomo, że znajdzie się organ do przeszczepu, to jednak wciąż się bałam o Tomlinsona. W końcu wszystko mogło się zdarzyć, prawda? Ojciec Abigail mógł się rozmyślić i coś spieprzyć albo przeszczepiony narząd po prostu by się nie przyjął... Na szczęście czarne scenariusze się nie spełniły, a Lou z każdym dniem będzie się czuł coraz lepiej. A tak niewiele brakowało! Aż człowiekowi się zimno robi, jak o tym pomyśli.
    Cóż, spodziewałam się, że Abby ostatecznie wybaczy Louisowi tamte okrutne słowa. Dla mnie był skreślony, ale teraz, po tej całej chorobie, która strasznie go wymęczyła, mnie samej zmiękło serce i pewnie tak samo jak bohaterka dałabym sobie spokój z obrazą i po prostu byłabym przy chłopaku. Mimo wszystko ta dwójka nadal się kocha, wydaje się nawet, że są dla siebie stworzeni, dlaczego więc mieliby się temu sprzeciwiać? Owszem, padło sporo nieprzyjemnych zdań, wydarzyły się paskudne rzeczy, ale to już przeszłość. Teraz najważniejsze jest to, co będzie, dlatego mam nadzieję, że Abigail i Louis będą teraz szczęśliwi ze sobą. Na pewno szykujesz jeszcze dla nich problemy, jednak liczę na to, że ich związek ostatecznie przetrwa. Pasują do siebie.
    Czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdziały takie jak ten, są potrzebne. Przerywniki w akcji, które sprawiają, że wszystko wydaje się bardziej realne. Bardzo się cieszę, że z Louisem wszystko w porządku. Bałam się, że podczas przeszczepu wystąpią jakieś komplikacje. Na szczęście się myliłam. Ulżyło mi też, że nareszcie Mia i Lou wszystko sobie wyjaśnili. Teraz może być tylko lepiej. Wszystko powoli zacznie wracać do normy. Jej przeprosiny były naprawdę piękne i prosto z serca, chociaż zarówno ona jak i Louis są winni.Ale nie będe nad tym rozmyślać, bo to już za nimi. Czekam z niecierpliwością na kolejny, równie świetny rozdział! ♥
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, oj. Widzę, że podczas mojej nieobecności ominęła mnie tutaj dobra akcja. Louis w szpitalu? I didn’t see it coming. To musiał być szok i traumatyczne przeżycie dla Aby stanąć ponownie oko w oko z ojcem. Na pewno nie łatwo jej było podjąć taką decyzje, zwłaszcza, że robiła to dla Tomlinsona, który nie był dla niej zbyt delikatny po poronieniu. Ale widać, że dziewczyna bardzo go kocha i potrzebuje.
    Ja tam lubię rozdziały przejściowe, gdzie akcja nie pędzi jak na LSD i można sobie pozwolić na refleksje. Na przykład zastanowić się dokąd tak naprawdę zaprowadzić L i A ich uczucie? Życie w świetle jupiterów nie jest przecież łatwe, a oni są młodzi. Strasznie młodzi. Na pewno na ich drodze pojawi się jeszcze sporo wyboi, ale podobno to właśnie trudne czasy cementują związki.
    Całuski!
    M.K
    http://last-direction.blogspot.com
    http://feedback-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Końcówka mnie rozwaliła po prostu, świetnie napisane, naprawdę! :)
    Znam ten ból, kiedy piszesz te "przejściowe" rzeczy, no cóż, pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń