środa, 16 kwietnia 2014

Osiemnaście







Brunetka gwałtownie poderwała się z miejsca i odwróciła się w stronę mężczyzny. Jego drażniące perfumy poczuła od razu. Przed oczami stanęło jej wspomnienie ostatniego spotkania z nim.


‘Był chłodny wieczór. Brunetka wróciła do mieszkania, które dzieliła z matką i jej partnerem. Po przekroczeniu progu struchlała, słysząc jego głos. Jak zwykle lekko zachrypnięty od picia alkoholu. W mieszkaniu unosił się ohydny odór wódki. W dużym pokoju zauważyła matkę rozłożoną na kanapie przed telewizorem. Nie witając się z nią, przemknęła po cichutku do swojego pokoju, licząc na to, że Rick nie zauważy jej powrotu. Siadając na swoim łóżku, głęboko odetchnęła. Nie chciała go prowokować, więc nie wychodziła już nigdzie. Przebrała się tylko w pidżamę, położyła się i zaczęła czytać książkę. Zadrżała słysząc otwierające się drzwi i jego bełkot. Była przerażona. Jej błagania, nie zdawały się na nic. Przycisnął ją swoim ciałem do materaca, usta zasłonił jedną dłonią, a drugą wsunął pod jej koszulkę. Już myślała, że Rick znowu dopnie swego, gdy z korytarza doszło ich wołanie matki dziewczyny. Mężczyzna z niechęcią puścił spięte ciało swojej ofiary, wstał, poprawił się i bez słowa opuścił jej pokój. Nie mogła dłużej tak żyć. W pośpiechu spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, wzięła trochę pieniędzy i uciekła z domu przez okno. Jedyną osobą, którą mogła poprosić była jej najlepsza przyjaciółka. Musiała lecieć do Londynu.’


- Myślałaś, że jak zmienisz miejsce zamieszkania na inny kontynent to cię nie znajdę?- Ta chrypka w jego głosie sprawiała, że czuła się coraz bardziej bezbronna.
- Już mnie nie skrzywdzisz. Nie tutaj – powtarzała w kółko.
- Matka kazała sprowadzić cię z powrotem, a i mnie brakowało twojego jędrnego ciała – uśmiechał się szyderczo, podchodząc do niej krok po kroku.
- Rick, proszę cię. Odejdź i zostaw mnie w spokoju. Mam już nowe życie, nie dość mnie skrzywdziłeś?- Prawie płakała, trzęsąc się jak osika.
- To ja decyduje o twoim życiu. Zapomniałaś? Należysz do mnie – był już wystarczająco blisko brunetki i swobodnie mógł jej szeptać to wszystko do ucha.
- Puść mnie – wyrywała się z jego silnego uścisku, który odbierał jej oddech.
- Wszystkiego muszę cię uczyć od nowa?- Ciężko westchnął.- Nie rzucaj się, bo zrobię ci krzywdę – warknął uderzając ją w twarz tak mocno, że zaczęła krwawić.
Szarpała się z nim póki miała jeszcze siły. Miała dużo szczęścia. Usłyszała Harry’ego.
- Proszę ją puścić! Co tu się dzieje?- Wkroczył Styles.
Rick wypuścił Ines ze swoich ramion. Był całkowicie zdezorientowany. Chłopak spojrzał na swoją dziewczynę i podał jej chusteczkę.
- Jak śmiałeś ją uderzyć?!- Wściekł się Hazza i złapał faceta za koszulkę.
- Dzieciaku wyluzuj. Przyszedłem po to, co moje. Ines ci nic nie mówiła?- Rozbawiła go ta sytuacja.- Co mała? Znalazłaś sobie obrońcę, ale nic mu nie powiedziałaś? Swoją drogą, lepiej zbudowanego nie było?- Zadrwił, za co oberwał z prawego sierpowego.
Zabolało go, ale nie odczuł większej różnicy. Był fizycznie silniejszy i wyższy od Stylesa. W każdej chwili kilkoma ciosami mógł go zabić. Harry go puścił i objął Ness.
- Kochanie, o czym on mówi?- Próbował to wyjaśnić, patrząc jak brunetka płacze.
- Wracajmy do domu… - wyglądała tak, jakby miała atak paniki.
Z trudem łapała oddech, drżała i uciekała wzrokiem przed palącym spojrzeniem swojego oprawcy, uporczywie wtulając twarz w ramię ukochanego.
- Niech ci twoja dziewczyna opowie jak dawała dupy w Argentynie. I powinieneś wiedzieć, że lubi dobrze zbudowanych facetów – wyprężył bicepsy.- Odezwę się jeszcze mała – prychnął i odszedł.
Harold musiał skupić się w tej chwili na stanie swojej ukochanej. Wziął ją na ręce i zaniósł do auta.



Dopiero następnego dnia Ines ochłonęła i była w stanie rozmawiać. Harry został u nas i siedział przy niej całą noc. Przy śniadaniu, niczego nie tknęła. Miała mocno opuchniętą twarz, przerażone i nieobecne spojrzenie i sińce na ramionach. Siedziała w salonie na sofie, przy włączonym telewizorze, ale wątpię żeby coś oglądała.
- Mówię ci, wysoki postawny gość z nietutejszym akcentem. Mówił coś o przeszłości Ines w Argentynie. Nie wiem, kto to był, ale jeśli jeszcze raz ją tknie to go zabiję – loczek wściekał się, mówiąc przez zęby.
- To pewnie, Ricky- palnęłam zupełnie nieświadomie.
- Znacie go?- Zdziwił się.
- Niech Ines wszystko ci opowie sama, ale nie naciskaj. Muszę lecieć do Lou. Zajmij się nią – ucałowałam go w policzek i opuściłam mieszkanie.
Hazza dopił swoją kawę i dołączył do brunetki. Usiadł przy niej i poczuł jak kładzie głowę na jego ramieniu. Objął jej drobne ciało ramieniem.
- Kochanie, opowiedz mi, kto to był. Proszę – zaczął spokojnie, ale dziewczyna milczała.- Ines muszę to wiedzieć żeby móc cię chronić – głaskał ją po policzku.
- Ricky to facet mojej mamy. Odkąd z nami zamieszkał, zgwałcił mnie kilka razy, dlatego uciekłam do Abby… - wyznała ze łzami w oczach.
Harry spojrzał na nią i widział jak wiele bólu sprawiło jej to jedno zdanie. Bardzo jej współczuł. Miał ochotę własnoręcznie pozbawić Ricka życia. Dopiero teraz wszystko zrozumiał. Jej nieśmiałość, jej wstrzemięźliwość, jej strach przed kontaktem fizycznym. Puzzle ułożyły się w logiczną całość. Podziwiał ją za to , że potrafi z tym żyć. Niejedna pewnie by ze sobą skończyła. Ona ma jego. A on już nie pozwoli żeby cierpiała. Przytulił ją do siebie mocniej, pocałował w czubek głowy, głaskał po włosach a na koszulce poczuł jej łzy.
- Ochronię cię, kocham Cię Nessie… - wyszeptał wprost do jej ucha.





- Zayn idioto! Przestań!- Wrzeszczałam na bruneta w kuchni chłopaków.
- Jeśli ktoś odważy się rzucić w moją fryzurę czymkolwiek, co się do nich przyklei, nie wyjdzie z tego żywy!- Zapowiedział, rzucając we mnie kolejną porcją dżemu.
Nasze wrzaski sprowadziły Nialla, który tak strasznie ubolewał nad marnotrawieniem przez nas cennego i pysznego jedzonka, że naraził się na atak zarówno ze strony Malika, od którego dostał czerwoną papką jak i twarogiem ode mnie. Wybuchłam śmiechem patrząc na jego minę. Wyglądał jakby miał się zaraz popłakać. To była niestety tylko zasłona dymna. Sam dorwał w dłonie bitą śmietanę i zaczął nas gonić. Pech chciał, że wpadliśmy w ogrodzie na Liama, który zmierzył nas spojrzeniem, jakby miał przed sobą trójkę dzieci.
- Nie chcę zaglądać do kuchni, ale idźcie tam posprzątać – roześmiał się.
- Dobrze tatusiu – spuściliśmy głowy, zakopaliśmy topór wojenny i ruszyliśmy na kolejną misję pod tytułem ‘ Sprzątanie’.
- Abby? Jesteś tu?- Usłyszałam Lou, który powoli schodził po schodach.
- Był u ciebie lekarz, że tak brykasz?- Pogroziłam mu palcem.
- Był, był. I kazał mi się ruszać – potwierdził kiwaniem głowy.
- Mam nadzieję – podeszłam i pocałowałam go.
- Słyszałam, że toczyłaś tu jakąś trzecią wojnę światową z Zaynem i Niallem to przyszedłem pośmiać się, że dostali wycisk od dziewczyny i to w dodatku mojej – miał świetny humor, co sprawiało mi niesamowitą radość. Posadziłam go bezpiecznie na sofie i włączyłam jakiś serial w TV.
- Był u nas John i wspominał coś, że gdy tylko lekarz zezwoli to mamy załatwiony wywiad dla ‘ The Sun’. Czadowo, co nie?- Ucieszył się.
- Pewnie. Po takiej przerwie przyda się wam dobry powrót – podzielałam jego entuzjazm, chociaż sama nie zdecydowałam się jeszcze wrócić na scenę.
- Chciałbym żeby One Direction wystąpiło z Mią – uśmiechnął się.- Taki wielki come back i twój i nasz. Co ty na to?- Spytał.
- Zastanowię się – odpowiedziałam, starając się ukryć swoje obawy.
- Jestem głodny… - jęczał Horan wchodząc do salonu.
- Nie przesadzaj, nie umrzesz – skomentowałam.
- Oj umrę. Zobaczysz. Założymy się?- Histeryzował.
- Ok, a o co?- Śmiałam się.
- Jak nie umrę to ty mnie kopniesz, a jak umrę to ja ciebie kopnę – wypowiedział te kilka słów zupełnie nie zdając sobie sprawy z ich bezsensowności.
- Niall, zacznij się leczyć… - rzuciłam w niego poduszką, śmiejąc się głośno.
- Na głupotę nie ma leku!- Odezwał się przechodzący Malik.
- Zamknij się debilu!- Odgryzł się blondyn.
- Przestańcie – przysiadł się do nas Liam.- Normalnie jak dzieci – zaśmiał się.
- Panie Payne, a gdzie się pan wybiera w takim stroju?- Dopiero zauważyłam, że wygląda jakby się umówił.
- Idę na randkę – wyznał tajemniczo.
- No powiedz. Z kim idziesz?- Dopytywał się Nialler.
- Oj nieważne – śmiał się Li.
- Ważne, gadaj – zgodziłam się z blondaskiem.
- Wychodzę z Danielle – przyznał się z lekkim uśmiechem.
- No nareszcie wrócił ci rozum, kocham cię Payne – rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam spontanicznie w oba policzki.
- Hej hej! Bez takich!- Zaprotestował Louis.- Kochasz tylko mnie – chwycił mnie za rękę i lekko szarpnął w swoją stronę.
- Tak, tak. Ciebie też – roześmiałam się.
- Z takiej wspaniałej okazji, proponuję zamówić pizzę – wtrącił się Niall.
- Ja wychodzę, a Wy nakarmcie tego pochłaniacza – Payne wstał i śmiejąc się pod nosem opuścił nasze zacne grono.
- Horan, idź zapytaj Malika czy będzie jadł – poprosiłam blondyna.
- Dobrze Sanchez- odgryzł się.- ZAYN! BĘDZIESZ JADŁ PIZZĘ?!- Wydarł się z całych sił, nawet nie spodziewałam się, że tyle jej ma w tych drobnych płuckach.
- Nie do końca o to mi chodziło głąbie – odezwałam się odsłaniając uszy.
- BĘDĘ! Z PEPERRONI!- Wydobyło się z pierwszego piętra wycie bruneta.
- Dom wariatów… - schowałam twarz w ramieniu Louisa, udając, że się załamałam.

_________________________________________________________

Witam :)
Nie jestem zachwycona ilością komentarzy, ale i tak cieszę się, że ktoś to czyta i daje o sobie znać.
Wasze opinie są moim natchnieniem, jestem za nie bardzo wdzięczna.
Zwłaszcza kochanej Birden i Tess <3
Całuję <3

niedziela, 6 kwietnia 2014

Siedemnaście

Louis powoli wracał do formy. Wyniki badań były coraz lepsze. Lekarz pozwolił mu wrócić do domu. O przemęczaniu się i koncertach nie było jeszcze mowy. John był w stałym kontakcie z personelem medycznym i dostawał jasne wskazówki.
Zjawiłam się z Ines w domu chłopaków około godziny dziesiątej rano. Byłyśmy przekonane, że jeszcze śpią, a ich lodówka świeci pustkami. Zrobiłyśmy spore zakupy i wtargałyśmy je do mieszkania. Jak dobrze, że Nessie weszła w posiadanie kluczy. Po cichu rozpakowałyśmy torby. Przyjaciółka zaangażowała mnie w gotowanie. Tylko ja wiedziałam najlepiej, co będzie im smakowało. Byłam pod wrażeniem jej umiejętności kulinarnych. Menu wyglądało następująco: Niall- dużo naleśników z kremem budyniowym i dżemem truskawkowym oraz sok grejpfrutowy, Zayn- omlet z pomidorami, tosty i kawa, Liam- jajecznica z wędzonym łososiem i szczypiorkiem oraz kawa, Harry- jajka po florencku i sok pomarańczowy, Louis- tosty francuskie z ziołami i sok porzeczkowy.
Przez ten cały czas, gdy byłyśmy w kuchni, żaden z chłopaków nawet nie zorientował się, że ktoś jest w ich domu. Normalka. Spali tak głęboko, że huk po wystrzale z armat by ich nie obudził. Ness poszła, po Nialla, Zayna i Liama. Ucieszyli się na niezwykłe, domowe śniadanie. Usiedli przy stole i zaczęli jeść. Tymczasem brunetka poszła zanieść swojemu chłopakowi posiłek do łóżka. Zrobiłam to, co ona. Lou spał spokojnie, leżąc na plecach. Włosy miał uroczo zmierzwione, ręce rozłożone po bokach. Nie lubił specjalnie takiej pozycji podczas snu. Wolał spać zwinięty w kłębek, na boku. Póki, co nie mógł tak leżeć, ze względu na ranę po operacji. Postawiłam tacę na stoliku nocnym. Usiadłam na brzegu łóżka, tuż obok niego. Poprawiłam kosmyk włosów, który opadał mu na czoło.





- Lou, obudź się. Przyniosłam ci śniadanie – odezwałam się w końcu.
Po chwili ospale otworzył oczy. Dłuższy czas przyglądał mi się w milczeniu. Ucieszył się, że mnie widzi, ale wiedziałam, że nadal boli go rana. Opatrunek musiałam mu zmieniać codziennie rano. Nie należało to do najprzyjemniejszych zajęć. Pomogłam mu zjeść, a potem z pomocą Zayna i Harry’ego poszedł wziąć prysznic. Przyprowadzili go, położyli na łóżku i mogłam w spokoju zmienić gazę. Nie lubiłam tego robić, za bardzo go to bolało.
- Jak się czujesz?- Spytałam na koniec.
- Coraz lepiej. Dzięki mojej prywatnej pielęgniarce – uśmiechnął się szeroko.
- Humor ci wraca, to dobrze- zebrałam zużyte waciki i bandaże do jednorazówki.
- Za to tobie nie bardzo. Co się dzieje?- Zaniepokoił się.
- Cały czas męczy mnie to, co się stało między nami. Przepraszam, że cię nie posłuchałam… Gdybym bardziej na siebie uważała, Hailee byłaby z nami… - oczy mi się zaszkliły.
- Przestań tak mówić. Ja wcale tak nie uważam. Byłem rozgoryczony. Nie jesteś niczemu winna. Dziękuję Bogu, że uratowali ciebie. Nadal jest szansa na to, że stworzymy kiedyś rodzinę – głaskał mnie po dłoni.
- Naprawdę tak myślisz? Nie jesteś już zły?- Spojrzałam na niego jak przerażona dziewczynka.
- Naprawdę. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Nie chcę cię znowu stracić. Myślałem, że już nigdy nie wrócisz do Londynu. Wysyłałem ci nawet kwiaty, twoje ulubione, ale nie podpisywałem się. Ze strachu. Już nigdy więcej nie stchórzę, przysięgam.
- Cały czas zastanawiałam się, od kogo są. Nie przyszło mi do głowy, że to ty je wysyłasz. Dziękuję – pocałowałam go w policzek.
- Abby, powiedz mi. Jest chociażby cień szansy żebyśmy do siebie wrócili?- Spytał niepewnie.
- Wiesz… Kiedy Liam powiedział, że jesteś w szpitalu, serce mi stanęło. Potem, gdy lekarz mówił, że bez przeszczepu możesz umrzeć poczułam, że umrę razem z tobą. A teraz, gdy mam Cię zdrowego przy sobie, nie pozwolę ci odejść – przy ostatnim zdaniu patrzyłam mu prosto w oczy.
- Och, Abby, tak strasznie się za tobą stęskniłem… - pociągnął mnie delikatnie w swoją stronę.
Posłusznie położyłam się przy nim, z tej strony, gdzie nie miał rany i wtuliłam się w niego.
- Ja za tobą też Lou. Bardzo – w końcu poczułam się bezpiecznie i zamknęłam oczy.
- Ines Mario Rodrigez! Jak mogłaś?!- Krzyknął roześmiany Harry, gdy jedno jajko, za sprawą dziewczyny wylądowało na jego klatce piersiowej.
- Kiedy używasz mojego pełnego imienia i nazwiska, boję się jeszcze bardziej – śmiała się brunetka.
- Teraz musisz to zjeść ze mnie i to natychmiast – pogroził jej palcem.
- Jasne, chciałbyś – fuknęła ironicznie.
- Kara za bunt musi być – patrzył na nią wyczekująco.
Nieśmiało pochyliła się w stronę jego torsu, przymknęła oczy i koniuszkiem języka wsunęła sobie trochę jajka do ust. Kontakt jej języka z jego skórą, przyprawił go o dreszcze. Nigdy nie był z tak niesamowitą i delikatną dziewczyną. Bał się, że zrobi coś nie tak i ją spłoszy, a długo pracował na jej zaufanie.
Zrobiła to by w końcu trochę przełamać barierę fizyczną. Wiedziała, że to tylko żarty, ale przeszłość znacznie utrudniała jej zbliżyć się do niego tak jakby tego chciała. Czuła, że on jej nie skrzywdzi, ale za każdym razem, gdy wsuwał jej dłoń pod bluzkę albo całował po dekolcie, przed oczami miała ojczyma. Nie chciała żeby pomyślał, że jej na nim nie zależy. Martwiła się, że prędzej czy później ją zostawi, bo jest najzwyczajniej w świecie facetem, który potrzebuje seksu. Jak każdy człowiek. Harry widząc ile te żarty ją kosztują podniósł się do pozycji siedzącej, serwetką pozbył się jajka z klatki piersiowej i przytulił dziewczynę do siebie, po czym czule pocałował w usta.
- Chciałbym wiedzieć, co tak skrzętnie przede mną ukrywasz w tej swojej pięknej główce – próbował ją prześwietlić wzrokiem.
- Może kiedyś ci powiem, muszę iść.
- Gdzie?
- Póki nie mam dużych zleceń z firmy, pracuję w Starbucksie. Fajna praca – uśmiechnęła się.
- O której cię odebrać?
- Około dwudziestej. Może być?
- Idealnie. To leć kwiatuszku – puścił do niej zalotnie oczko, gdy wstawała.
- Jesteś absolutnie całuśny – pocałowała go i wyszła.


Ines pracowała w kawiarni niedaleko parku. Lubiła tę pracę. Do wszystkiego się przykładała, oswajała się z ludźmi. Była promienna i uśmiechnięta, przez co klienci chętniej przychodzili i dostawała większe napiwki. Nigdy nie chciała nadużywać mojej gościnności i hojności. Chciała, chociaż w części zarabiać na siebie. Zawsze była samodzielna. Gotowała lepiej ode mnie, wyglądała lepiej ode mnie, była ładniejsza i szczuplejsza niż ja, znała pięć języków obcych: angielski, hiszpański, niemiecki, włoski i francuski, podczas gdy ja znałam tylko trzy: angielski, hiszpański i włoski.
Była w każdej dziedzinie lepsza niż ja i miała tak mało wiary w siebie. Śpiewać i tańczyć też by mogła, ale się wstydzi. Była strasznie nieśmiała, wcale niepotrzebnie. Po ośmiu godzinach pracy, razem z koleżanką zaczęła sprzątać lokal i na koniec zamknęły go na wszystkie spusty. Pożegnały się, a Ines przeszła na drugą stronę ulicy, do parku, usiąść na ławce i poczekać na Harry’ego. Wyciągnęła z torebki swój telefon i z uśmiechem patrzyła na zdjęcie znajdujące się na wyświetlaczu. Przedstawiało ono śpiącego Stylesa. Uwielbiała to zdjęcie. Czuła, że się w nim zakochuje. Miała nadzieję, że on podziela jej uczucia, mimo, że jej o tym nie mówi. To oczywiste, że miała wątpliwości. Harry był smakowitym kąskiem dla milionów dziewczyn na ziemi, sam też wielokrotnie wdawał się w krótkie, nic nieznaczące romanse. Wierzyła jednak, że będzie tą, która zatrzyma go przy sobie na stałe.
Nieustannie patrzyła na zegarek. Hazza zawsze się spóźniał. Zaczęła panikować, gdy zdała sobie sprawę, że jest coraz ciemniej a ona siedzi sama w parku. Usłyszała męski głos. Na pewno nie należał do loczka. Przez chwilę pomyślała o Ricku. Skarciła się za to od razu. Skąd miałby się tu wziąć? Uwolniła się już od tej historii.
Znieruchomiała, gdy tajemnicza postać zbliżyła się i usiadła obok niej. Udawała niewzruszoną. Nawet nie drgnęła. Serce jej zamarło, gdy usłyszała lekko zachrypnięte:

- Cześć mała, tęskniłaś?

_______________________________________________________________________________________________
Hejka :) Co Wy na to? Kto pojawił się w życiu Ines? Czy to będzie coś złego czy dobrego? Mam nadzieję, że kolejne odcinki Wam się spodobają, bo pierwsza część zakończy się niebawem :)
Całuję <3